środa, 26 grudnia 2012

Manifest Twórczy.






Zabawne, że o wenie można pisać długie eseje i potężne, przynudzające elaboraty. Czy wena jest, czy nie – można o niej pisać cięgiem, bez zająknięcia. Wychwalać pod niebiosa, marszczyć brwi na ulotność, nieuchwytność i niestałość uczuć.

piątek, 14 grudnia 2012

Słowne Encierro.






Tym razem dokręciłem śrubę absurdu. W końcu nie samą powagą człowiek żyje.

Mawiają, że w życiu każdego dziennikarza i felietonisty: czy to jeszcze nieopierzonego, stawiającego niepewne kroki na łamach lokalnych gazet, czy w pełni ukształtowanego fechmistrza słownego uznanych wydawnictw, przychodzi moment, w którym z pełną powagą należy zmierzyć się z odpowiedzialnością odpowiedzialnego, dojrzałego tematu. Pogrzebać mrzonki i schwytać byka powagi za rogi. Ponoć im wcześniej, tym lepiej.

niedziela, 9 grudnia 2012

Mglista marszruta.






Mgła. Budzę się rano, zaparzam kawę i staję zamyślony w oknie. Bloki na Mozarta słodko śpią. Jedynie w kilku mieszkaniach pali się światło, pomarańczowa poświata latarni spowija alejki. Aromat kawy unosi się aksamitnie w górę i wypełnia salon, a ciężka mgła na zewnątrz rozsiada się jakby głębiej pomiędzy budynkami. Dopijam resztki rozpuszczalnej, upycham Dzienniki do plecaka, przecieram oczy i wsiadam na rower. Wyjeżdżam na poranną marszrutę akademicką. Najpierw na Siewną, szybko skręcam w lewo i po chwili jadę pod prąd. Dwieście metrów, ale samochody jadące z naprzeciwka wymijają mnie i trąbią na całą ulicę. Poprawiam słuchawki w uszach, równym tempem podążam przed siebie. Rower wymaga przeglądu: stopniowo, w przeciągu dwóch lat wszystko się psuło. Najpierw dynamo, później hamulce, na koniec dzwonek. Nie należę do typu majsterkowiczów. Z resztą, jazda bez hamulców, jakkolwiek nieodpowiedzialnie brzmi i może się zdawać objawem tęgiej bezmyślności, przewrotnie uczy przewidywania. Jak w partii szachów. Żeby nie wylądować pod kołami samochodu muszę przewidywać ruchy wszystkich dookoła na kilka posunięć do przodu.  Zatem jadę dalej, bez zahamowań: na kawę, na papierosa, na zajęcia, powałęsać się za Gombrowiczem. Skręcam w aleje 29. listopada i chodnikiem mijam zaspanych kierowców w długich korkach, rower dudni po krawężnikach, pod kołami szeleści brukowa rosa, a książki podskakują w plecaku.