Przeczytałem ostatnie strony, odłożyłem książkę na siedzenie i wlepiłem wzrok w okno. Pociąg pędził przez skąpane w porannym słońcu krajobrazy regionu Emilia Romania. Zielone pola przewijały się jedno za drugim i znikały wciągane przez wszystko co zostawiałem za plecami: Wenecję, spokój ducha i marzenie o małym atelier na strychu weneckiego pałacyku. Spojrzałem na zegarek. Powinienem być w Bolonii na czas. Tym razem samolot mi nie ucieknie. Tym razem mam ze sobą dowód osobisty. Tym razem mam nadzieję, że nikt nie rzuci się pod pędzący pociąg.
niedziela, 13 września 2015
wtorek, 25 sierpnia 2015
On Philippe Legarin's "Why Europe should let immigrants in".
The latest article by Philippe
Legrain “Why
Europe should let immigrants in” published on the Foreign Policy website
seems to be a counterbalance for all the panicked voices that picture the
influx of illegal immigrants as a highway to the decay of European prosperity.
In both cases the opinions are probably exaggerated.
First of all the statistics evoked by
the author that are meant to calm the reader are not precise. There is no logic
behind comparing the total amount of EU citizens with the influx of the illegal
immigrants, as the numbers of the immigrants are not spread proportionally across
the member countries. The European Commission’s initiative to do so was not
welcomed warmly. In addition the illegal immigrants tend to seek asylum in the
countries with highly developed social services. Just today it was reported by
the media that some of the asylum seekers who came to Poland tried to cross the
boarder on their way to Germany even though it was made clear that they will
receive the financial aid in Poland on the condition that they will not leave
the country. All that makes the proportions mentioned by the author irrelevant.
Arguing that „young hard-working,
tax-paying newcomers would be a shot in the arm for Europe’s senescent
economies” tends to overlook the current high rates of unemployment in many
European countries. Welcoming the asylum seekers with arms wide open, providing
them with financial support which in many cases may be higher than the income
of the working class struggling in day to day life leads to social discontent
and significant growth of the rightists hard-liners.
But what seems to me even more
disturbing is the fact that the author overlooked the
cultural differences and language
barrier, which certainly will make it more difficult for the illegal immigrants
to merge with the society in a long run. It is sufficient to analyse the
situation in Italy where the high unemployment in the ranks of the illegal
immigrants leads to growth of the crime rates in big cities such as Rome and
Milan.
Last but not least – the security
issues. I do agree that not all of the illegal immigrants are blood-seeking,
notorious terrorists, sleeping cells who one day might turn into lonely
wolf-like psychopaths as some of the media tend to picture them, but on the
other hand, assuming that all of the illegal immigrants will work humbly in the
low-paid jobs (if they get any) and will not get frustrated by the conditions
which in most of the cases will be below their expectations is also a
far-fetched opinion.
I suppose that Philippe Legrain’s
voice in the discussion about the imminent immigration challenge was estimated
to counterbalance the irresponsible take on the immigrants which portrait them
as a direct source of all of the future problems in the European societies.
What Europe might need right now is probably a sober opinion on the issue which
would bring together the two polarised stands.
niedziela, 26 lipca 2015
czwartek, 23 lipca 2015
sobota, 4 lipca 2015
sobota, 24 sierpnia 2013
Musztarda po obiedzie,
Dwa dni temu miała być huczna fiesta, tort, świeczka, gromkie "Sto lat!" i rosyjski szampan w butelkach po Crystalach. I ogólnie splendor splendorów. Pierwszy jubileusz wszystkich ogarków miałem obchodzić z rozmachem, na dachu Sheratona. Odbierać sowite czeki od płaszczących się sponsorów, ściągać długie kreski z pleców paryskich modelek i dyrygować z jacuzzi resztą psychofanek w takt Tańczy dla mnie. Gra była warta świeczki!
niedziela, 18 sierpnia 2013
Seans duchów.
Protesty w okolicach Placu Ramsis. |
Mike Hanna, wieloletni korespondent wojenny, aktualnie stacjonujący w Kairze. Współpracuje między innymi z Al-Jazeerą, Egypt Independent i BBC World. Miałem przyjemność zaprzyjaźnić się z nim podczas mojego ostatniego pobytu w Egipcie. Zamieszczam tłumaczenie fragmentu jego niepublikowanych dzienników, opisujących ostatnie wydarzenia w Kairze.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Od Bostonu po Bagdad.
W Bostonie wydarzyła się tragedia. Do tej pory zginęły trzy osoby,
w tym ośmioletni chłopczyk. Siedemnaście innych jest w stanie krytycznym. Cały
świat zalewa tsunami informacji dotyczących zamachu. Będzie się przewijać słowo
terroryzm. Będą filmy kręcone z ręki, zdjęcia z telefonów, wywiady z ofiarami i
ze świadkami, analizy specjalistów, polityków i celebrytów. Wszędzie o tym
trąbią i każdy z nas wkrótce będzie wiedział, gdzie dokładnie został podłożony
ładunek wybuchowy, o której nastąpiła eksplozja i ile ofiar pochłonęła. Szum
medialny będzie tak ogromny, że sami staniemy się ekspertami.
Pozostaje mi przywitać was w nowej rzeczywistości. Gdzie miarą
wartości ludzkiego życia jest współczynnik medialnego potencjału informacji.
Gdzie zachód już dłużej nie radzi sobie z rolą burdel mamy w swoim własnym
przybytku szczęścia na Bliskim Wschodzie i wytycza nową żelazną kurtynę. Dźwiękoszczelną
ścianę, zza której jedynie raz na czas dochodzą jakieś pojękiwania.
Dlaczego piszę o ciszy medialnej w kontekście bostońskiej tragedii?
Ponieważ wczoraj w serii wybuchów w Iraku zginęło ponad pięćdziesiąt osób, a
trzysta innych zostało rannych. Był to najkrwawszy zamach od długiego czasu.
Ostatnim razem, z powodu eksplozji, ze światem pożegnało się tam ponad sześćdziesiąt
osób – w marcu, niecały miesiąc temu.
Jaka zatem jest tytułowa odległość pomiędzy Bostonem i Bagdadem?
Sami sobie odpowiedzcie.
wtorek, 9 kwietnia 2013
War Tourism, część I.
„Cokolwiek chcesz zrobić, nie mów moim rodzicom! Nie wiedzą, że
tutaj jestem” powiedział żartobliwie 21-letni Amerykanin na
koniec udzielanego wywiadu. Uśmiechnął się szeroko, przerzucił sobie przez
ramię AK-47 i dołączył z powrotem do libijskich rebeliantów. Był rok 2011,
przez Libię przetaczała się właśnie fala rewolucji, a Kaddafi jeszcze nie wpadł
w ręce powstańców.
sobota, 6 kwietnia 2013
NUKE, NUKE Mickey Kim.
Korea Północna, ten nieprzenikniony skansen komunizmu może być
przewrotnie traktowany jako symbol równości – zagadka dla światowych agencji
wywiadowczych i przeciętnych Kowalskich. Tę zimno-wojenną skamielinę kojarzymy
przede wszystkim ze zdjęciami klanu Kimów, upartymi testami broni nuklearnej i
kogucią retoryką militarną. Zwykły śmiertelnik chociażby nie wiadomo jak tego
pragnął, nie ma szans na wycieczkę objazdową po północnej części Półwyspu
Koreańskiego. Trzy milionowy, ale wyglądający jak miasto widmo, Pjongjang można
zwiedzić jedynie za pomocą satelitarnych zdjęć Google Maps, ale na spacery po
ulicach nie ma co liczyć.
środa, 3 kwietnia 2013
wtorek, 2 kwietnia 2013
A jaki jest twój dżihad? Część trzecia.
Mój dżihad jest umiarkowanie duży. W liceum myślałam, że jeszcze
urośnie, ale na studiach dałam sobie spokój. Faceci i tak go kochają. W końcu
jest taki jędrny. Mój dżihad to mocna miseczka-B.
Kilka zdań, jeden akapit, a wszystkie czytelniczki zmarszczyły
nieufnie brwi. Radar śledzący szowinistyczną aktywność zaalarmował o możliwej
świni na horyzoncie. Proponuję uspokoić się odrobinę, włączyć muzykę (KLIK) i spokojnie przejść
do dalszej część tekstu.
niedziela, 31 marca 2013
Koreański papierek lakmusowy.
Czy Zegar zagłady wybije dwunastą?
Cały świat z niepokojem śledzi poczynania reżimu Korei Północnej,
gdzie Kim Dzong Un paraduje po ludowych włościach i pręży świeżo-wyrzeźbione
nuklearne muskuły. Międzynarodowi eksperci na wszystkich szerokościach
geograficznych głowią się, na ile poważna i realna jest groźba konfliktu.
Jednak zamiast dręczyć się wizjami nuklearnej apokalipsy możemy, póki co, uspokoić
się, poluzować krawat i rozpiąć guzik w kołnierzu. W okolicach 38 równoleżnika,
nad koreańską strefą zdemilitaryzowaną, istnieje swoisty papierek lakmusowy,
dzięki któremu jasno można ocenić powagę intencji nowego partnera,
zasiadającego przy stole klubu nuklearnych dżentelmenów. Jest to owoc jedynej
współpracy pomiędzy zwaśnionymi państwami koreańskimi – Obszar przemysłowy Kaesŏng.
sobota, 30 marca 2013
Winning takes care of everything.
Pomimo promocyjnych zabiegów emerytowanego bramkarza Realu Madryt,
Jerzego Dudka, golf pozostaje w Polsce sportem niszowym. Mało kto może sobie
pozwolić na spędzenie całego dnia w sweterku w kratkę, jeżdżąc po zielonych
polanach od dołka do dołka. Z tego powodu powrót Tigera Woodsa na pierwsze
miejsce w światowym rankingu odbił się na naszym podwórku znikomym echem. I
może powinniśmy się cieszyć z takiego obrotu spraw, ponieważ dzięki małej
popularności wywijania kijem, nowa kampania NIKE – „Winning takes care of
everything”, nie wywołała nad Wisłą fali oburzenia do bólu poprawnych
politycznie.
piątek, 29 marca 2013
Maestro, muzyka!
Czyli, wspólnie, jednym gardłem: Zimo… poszła ty won!
Kiedy wróciłem dzisiaj rano z piętnastominutowego spaceru z psem
(wielkim, agresywnym rottweilerem), wyglądałem jak bałwan. Wróciłem z zesłania.
Ledwo drzwi zatrzasnąłem, bo języki zimowego płomienia wdzierały się wściekle
do środka.
Wiem, że zdążyliście już pięćdziesiąt razy przeczytać dzisiaj na
ścianach, zasłyszeć w radiu i telewizji, że można ładne króliki lepić w tę
Wielkanoc, ale kiedy przyglądałem się zaspom śnieżnym na swojej kurtce
zdecydowałem, że nie odpuszczę i ja też krzyknę: Na wypadek, gdyby ktoś nie
miał w domu kalendarza, okien i tvn24 – jest 29-ty (słownie: dwudziesty
dziewiąty) dzień marca, na zewnątrz zima pełną gębą, a pogodowe slajdy na tvn24
są okraszone melodią z „Last Christmas” Wham.
czwartek, 28 marca 2013
Radio Warte Świeczki - Papież też człowiek.
Witam was serdecznie na pierwszej radiowej publikacji "Radio Warte Świeczki". Żeby wynagrodzić brak stream'a na żywo, zamieszczam dzisiaj awaryjną wersję słuchowiska, nagrany wcześniej audio-ogarek - "Papież też człowiek". Okrojony, nieprzerwany muzyką - nie powinien specjalnie forsować nadwyrężonej przedświątecznymi (bo nie wiosennymi) porządkami cierpliwości.
środa, 27 marca 2013
FREE AMINA.
Czasy, kiedy przeciwników politycznych lub ideologicznych można było postawić przed
sądem wojskowym, skazać na śmierć po krótkiej rozprawie i strzelić w potylicę, mamy
już na szczęście, w większości, za sobą. Ale przyroda nie toleruje pustki,
dlatego w miejsce bezpośredniego rozprawienia się z oponentami, wymyślono nowy
sposób wykorzystania instytucji użytku publicznego – szpitali psychiatrycznych.
poniedziałek, 25 marca 2013
Morning Glory.
Ladies
and gentlemen, it’s high time you realized we are no longer defined as Citizens
only! For those who haven’t grasped the milestone event on their life path let
me acquaint you with the new idea. With constant internet availability we surf
the internet wherever we are. No matter whether we like globalization or not,
our daily dependence on internet creates the world as it is today - small,
accessible and to some united. It creates us, newly born to the vast cyberspace,
addicted to the continuous, steady flow of information. We scroll down facebook
first thing in the morning. In that case isn't it right to provide a shorthand
for our cereal routines: coffee, bathroom and facebook? Thus let the game of
throne begin.
piątek, 22 marca 2013
środa, 20 marca 2013
Czas na fajrant.
Czyli
najwyższa pora wziąć wolne od zdrowego rozsądku.
Statua Wolności dla wielu osób jest symbolem Zachodu przez duże „Z”.
Przez długie dekady, kiedy wielkie
parowce obładowane emigrantami, zbliżały się do ujścia rzeki Hudson, z mgły
wyłaniały się kontury współczesnego Kolosa Rodyjskiego i przepowiadały
wiwatującym tłumom, że amerykański sen jest już na wyciągnięcie ręki. Na lądzie,
na nowych przybyszów miały przecież czekać: wolność, możliwości i dobrobyt – jankeska
wersja haseł rewolucji francuskiej. Nie należę do pokolenia transatlantyckich
emigrantów i zawsze dowcipkuję, że Arab z korzeniami irackimi, studiujący
arabistykę, ma małe szanse w konkursie wizowym. Z tego powodu, osobiście ten
wielki pomnik kojarzę raczej z Allenowskim: „The last time I was inside a woman
was when I visited the Statue of Liberty”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)