piątek, 15 marca 2013

Farewell Sasha Grey.






Dawno nie oglądałem wiadomości i zastanawiam się, czy redaktorzy wieczornych wydań informują na bieżąco o coraz większych niepokojach w Hiszpanii i Grecji. O tym, że Grecja stanowi dla Unii Europejskiej finansową czarną dziurę, wiedzą wszyscy. Pytaniem pozostaje, czy powszechna jest świadomość finansowego szamba, w którym lecznicze kąpiele odbywa od pewnego czasu Hiszpania? Nie wiem. Wiem natomiast, że stopa bezrobocia wśród młodych, pięknych sięga tam już 26 %.

Tym bardziej dziwią i zastanawiają mnie ostatnie posunięcia Parlamentu Europejskiego, który zamiast z pełną mocą skupić się na zwalczaniu postępującego raka kryzysu finansowego, wziąć Europejczyków w karby, wyedukować ekonomicznie, stworzyć nowe miejsca pracy, zajmuje się tematami zastępczymi. Dla przykładu, w poniedziałek odbyło się głosowanie nad projektem rezolucji zgłoszonej przez Komisję Praw Kobiet i Równouprawnienia, która mogłaby doprowadzić do zakazania pornografii w internecie. Pięknie.

Nie dość, że nie jest to kwestia gardłowa, to właściwie jest jak lanie pod wiatr na trzeszczącej łajbie podczas sztormu – powiedzmy – kontr produktywne. Współczesnym Scypionom wpadło nagle do głowy zrównać internet z ziemią niczym kiedyś Kartaginę. Zaorać i posypać solą. 

Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że wirtualna przestrzeń składa się w 20 % z kotów i 80 % z pornografii, w tym 2 % z Sashy Grey, namiętnej czytelniczki Sartre’a oraz Dostojewskiego. Konsekwencje takiej rezolucji byłyby bardziej katastrofalne w skutkach, niż samo stworzenie post-apokaliptycznych, wiejących pustką, pejzaży w przestrzeni wirtualnej.

Przede wszystkim momentalnie wzrosłaby liczba ludzi bezrobotnych. Zakazanie pornografii to złamanie gałęzi potężnego przemysłu, który angażuje aktorów współczesnego kina niemego, zbyt wstydliwych, by grać długimi dialogami i za mało zmotywowanych na ciężkie rekrutacje w PWST; niekiedy kamerzystów (zależnie od budżetu produkcji) i całą gamę innych specjalistów. Nie wspominając już o amatorach, dorabiających sobie na boku, łatających studenckie budżety.

Zastanawiam się, czy za projektem ustawy nie stoi lobby środowisk absolwentów psychologii. Ze stosunkowo małym zainteresowaniem Polaków ich usługami i nikłą perspektywą otwarcia profesjonalnego gabinetu, zacierali pewnie ręce myśląc o kokosach, które przyniosłaby im pornograficzna prohibicja. W końcu ilość sfrustrowanych seksualnie nieudaczników wzrosłaby gwałtownie, a twarze pasażerów komunikacji miejskiej stałyby się jeszcze bardziej ponure i ziemiste. Jakby w tym „smutnym jak pizda kraju” (parafrazując klasyka), nie było dostatecznie dużo smutasów. Ilość nie tak czarodziejskich Magików także dałaby się we znaki. To ptak? To samolot? Nie, to kolejna ofiara porno prohibicji! Zsuń się z chodnika!

Więcej! Zakazując pornografii w sieci, europejskie państwa musiałyby automatycznie łożyć większe sumy na policję. Albo od razu służby specjalne, bo statystyki przestępstw wystrzeliłby momentalnie w górę. A może jednak w tym szaleństwie jest metoda?

Nagle okazałoby się, że po ulicach chodzi jakby więcej artystów... Wszyscy z szalikami fikuśnie narzuconymi na szyje, z rozwianymi lokami i ze wzrokiem wbitym gdzieś daleko hen w chmury. Potykaliby się, przysiadywali co chwilę na ławkach i pisali tkliwą poezje w sepiowych skoroszytach. Naturalne następstwo przyjętej legislacji. Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta: z powodu narzuconego z góry: „Don’t watch porn, use your imagination”. Jednak problemem byłoby to, że Europa potrzebuje specjalistów wykształconych w dziedzinach ścisłych, kończących politechniki, gotowych wodzić po papierze ołówkiem technicznym i gmerać w śrubkach. Europa potrzebuje grubo-ciosanych prozaików. Nie delikatnych poetów.

Chociaż osobiście często narzekam, że kawałek poważnego tekstu, nad którym wylewam poty przez kilka dni cieszy się zainteresowaniem rzędu dziesięciu kciuków (jak Arabska Zima na przykład), a zdjęcia urodziwych koleżanek w kilka minut zarażają ściany kilkuset osób, to, mówiąc już ciut poważniej, jakakolwiek forma projektu, mająca na celu założenie na internet kagańca, przypomina mi o próbach forsowania ACTA. Znowu będziemy musieli skakać na Floriańskiej? Sposobów obejścia zakazów uprawiania pornografii na żyznej ziemi internetu, byłoby mnóstwo – potrzeba jest przecież matką wynalazków. A wyobrażacie sobie interwencje porno policji, wyważającej drzwi i zaskakującej użytkowników z opuszczonymi spodniami?

Najważniejsze poniedziałkowe głosowanie odrzuciło ostatni projekt, jednak sprawa nie jest nadal zamknięta. Co prawda, Sasha Grey skończyła już swoją intensywną karierę, za którą w Radomiu gremium studentów chciało ją uhonorować pomnikiem w centrum miasta, to jednak jej spuścizna nadal jest żywa i szeroko… komentowana. Oby tak pozostało.