poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Akademia Sztuk Pięknych w Borja – wydział konserwacji zabytków.





Popularność! Dzisiaj nietrudno o swoje pięć minut. Sposobów na ich zdobycie jest mnóstwo. Można przykładowo iść do programu „Mam talent”, wbiec z przyjaciółmi na scenę i przez pięć minut okładać się czym popadnie w jakimś mistycznym transie. Można zaczesać włosy na włoskiego mafiosa i popisywać się umiejętnościami rapowania, biegłym francuskim i nietuzinkowymi skojarzeniami. Można wreszcie zakasać rękawy i w dobrej wierze wziąć się za odrestaurowanie ponad 100-letniego fresku w hiszpańskiej kaplicy. Wyniki takich przedsięwzięć w błyskawicznym tempie obiegają świat, podniesione w aprobacie kciuki dają poczucie satysfakcji, a ilość naśladowców tworzących tzw. „memy” zalewa Internet z siłą tsunami. Krótko mówiąc, każdego dnia pojawiają się kolejne przykłady, które jasno dowodzą, że nie liczą się umiejętności – wystarczą dobre intencje!


Ostatnia sytuacja dotyczy znanej już szerokiemu gronu Cecilli Jimenez, 80-latki, która odwiedzając Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borji pod Saragossą poczuła wewnętrzny zew przywrócenia do świetności XIX-wiecznego fresku Eliasa Garcia Martineza „Ecce homo”. Skonsultowała się więc z księdzem i z zapałem wzięła do pracy. Wyniki zabiegów kosmetycznych, które przeprowadziła na fresku obrazującym Jezusa są opłakane. Pełna smutku i bólu postać przerodziła się w „małpę z brodą”. Hiszpańskie media momentalnie okrzyknęły nowy fresk „rozmazanym jeżem”. Zdjęcie trafiło do Internetu i wywołało lawinę przeróbek graficznych. Nowy fresk zdobył tak wielką popularność, że ludzie z całego świata przyjeżdżają na miejsce, aby zrobić sobie zdjęcie ze przedstawicielem z rodziny człekokształtnych. Dzisiaj w obecności trzydziestu stacji telewizyjnych eksperci zdecydują, czy przywrócenie fresku do jego oryginalnej formy jest jeszcze możliwe. W Hiszpanii rozpoczęła się nawet publiczna debata, czy nie zostawić nowego dzieła w obecnym stanie – intrygujące. Pomimo, że pojawiły się fankluby staruszki zbierające głosy pod petycją o zachowanie nowej, post-modernistycznej (sic!) formy, Pani Jimenez nie jest w stanie udźwignąć nagłej sławy i popularności. W wywiadach telewizyjnych jest wyraźnie roztrzęsiona. Głos się jej załamuje kiedy mówi, że miała dobre intencje i że oni tutaj mają taki nawyk - wszystko sami naprawiają. Ciekawe czy w języku hiszpańskim jest odpowiednik naszego polskiego powiedzenia: „dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”. Koniec końców, śladem celebrytów trafiła pod opiekę psychologów.

Zostawmy gwiazdę zeszłego tygodnia w spokoju i przyjrzyjmy się bliżej debacie, która rozgorzała w mediach na temat pozostawienia nowego fresku. Nie chcę wpadać w moralistyczny ton. Wiem, że hiszpańska stopa bezrobocia jest na pierwszym miejscu w Europie, o dziwo przed Grecją (wg Pulsu Biznesu), ale czy możliwość wsparcia sektora turystycznego karkołomną karykaturą pięknego fresku tłumaczy zaprzepaszczenie pewnego dziedzictwa kulturowego? Dzisiaj może okazać się, że przywrócenie „Ecce homo” do oryginalnej formy będzie niemożliwe co jednak nie zmienia faktu, że są osoby poważnie rozważające zachowanie tej groteski dla potomności.

Równocześnie jeżeli naszą pierwszą reakcją na wysiłki 80-letniej celebrytki nie jest parsknięcie śmiechem to powinniśmy nabrać odrobinę dystansu – jednak jedną rzeczą jest nabranie dystansu, inną wystrzelenie w kosmos z misją pomocniczą dla łazika Curiosity.

Skoro Hiszpanie chcą zadbać o słupki statystyk turystycznych niech zlecą kolejnemu artyście skopiowanie dzieła starszej Pani i niech wybudują obok kościoła w Borji małą kaplicę dla Jezusa o hipnotyzującym spojrzeniu i spuchniętych ustach. Zakładam, że Pani Jimenez nie będzie rościła sobie praw autorskich.

Dżafar Mezher.