Czyli - prowokacja nie zawsze wraca do prowokatora rykoszetem,
ale
przy każdym wystrzale czuć odrzut.
– Mój Dżihad jest
słodki, inteligentny i pełny życia. Kocham go całym sercem. Urodził się 11-ego
września. Cały czas o niego dbam i wychowuję. Mój Dżihad jest częścią mojego
życia, jest częścią mnie.
– mogłaby powiedzieć Bouchra Bagour, młoda Francuzka,
matka małego Dżihada, która zaistniała w zeszłym tygodniu na okładkach
francuskich gazet i międzynarodowych portalach informacyjnych. Uwaga mediów
skupiła się na niej, kiedy doniesiono do prokuratury, że ubrała swojego
trzyletniego syna w koszulkę z napisami: „Je suis une bombe” – jestem bombowy,
czyli innymi słowy – jestem najlepszy oraz: „Jihad, né le 11 septembre” –
Dżihad, urodzony 11-ego września”. Potem tak wystrojonego wysłała do szkoły na
południu kraju.
Dzisiaj pani
Bagour spotyka się z wieloma słowami krytyki skierowanej wobec niej i jej
postępkowi. Konserwatywni hard-linerzy i prokuratura zarzucają jej manifestacje
poglądów politycznych przy pomocy niczego nieświadomej i bezbronnej istoty.
Wykrzykują jednym tchem zarzuty: aprobaty zbrodni, ludobójstwa i islamskiego
terroryzmu. Grozi jej grzywna tysiąca euro, a jej bratu, który podarował koszulkę
dla malca – kara wysokości trzech tysięcy euro.
Bouchra Bagour broni się przed sądem, tłumacząc, że był to jedynie
niewinny żart. Podkreśla, że jej syn, Dżihad, faktycznie urodził się 11-ego
września, że w żadnym miejscu nie akcentuje feralnego roku 2001, a gra słów „Je
suis une bombe”, miała jedynie ludzi rozśmieszyć. Termin kolejnej rozprawy
wyznaczono na początek kwietnia.
Natomiast burza, która się rozpętała nad Avignionem zmusza, aby
zastanowić się nad kilkoma kwestiami.
Prawnicy muszą łamać sobie teraz głowy nad interpretacjami kodeksów
i doszukiwać się prawniczych kruczków, żeby rozwikłać zagadkę: na ile
niefortunna koszulka była pochwałą zbrodni, a na ile zwykłym opisaniem
rzeczywistości? Spoglądając na suche fakty – nie było na niej nic oprócz
metryki i małej gry słownej.
To niepierwszy przykład, gdy mały dowcip zamienia się w medialny
sztorm. Rysunek satyryczny nad dzisiejszym artykułem opisuje zdziwienie
duńskiego satyryka, który nie spodziewał się, że jego humorystyczne
przedstawienie Mohammada z bombą zamiast turbanu, wyciągnie rzesze
protestujących muzułmanów niemal w całej orientalnej szerokości geograficznej
na ulice. Opublikowany przez duńską gazetę Jyllands-Posten cykl prac doprowadził
w 2005 roku do wielu gwałtownych demonstracji oraz skomplikowania duńskich stosunków
politycznych i ekonomicznych z wieloma krajami na Bliskim Wschodzie. Chcąc
załagodzić sytuację, gazeta przeprosiła za publikację, co zaś wywołało falę
oburzenia w kręgach zachodnich i na nowo ożywiło debatę na temat cienkiej
granicy pomiędzy wolnością słowa i bluźnierstwem.
Przykład reakcji muzułmańskich ekstremistów jest przykładem
skrajnym. Żyjąc w Europie posługujemy się innymi standardami w ocenie takich
prowokacji, nieważne czy zamierzonych, czy też nie. Pani Bagour, w mojej ocenie
przekroczyła granicę dobrego smaku, jednak z pewnością ani ona, ani jej brat
nie zasługują na karę grzywny.
Pytanie dokąd można się posunąć wykorzystując wydarzenia takie jak
zamach na World Trace Center, wypadek w Smoleńsku, czy wybór na tron stolicy
apostolskiej (vide Abelard Giza w swoim ostatnim stand-upie), pozostawiam
otwarte. Jakie jest wasze zdanie? Czy symbolika dwóch wież jest dla was czymś
świętym i nietykalnym? No i wreszcie – co sądzicie o młodej, francuskiej mamie?
Rykoszet, czy tylko odrzut?