środa, 13 marca 2013

A jaki jest twój Dżihad? Część druga.






Czyli - prowokacja nie zawsze wraca do prowokatora rykoszetem, 
ale przy każdym wystrzale czuć odrzut.

            – Mój Dżihad jest słodki, inteligentny i pełny życia. Kocham go całym sercem. Urodził się 11-ego września. Cały czas o niego dbam i wychowuję. Mój Dżihad jest częścią mojego życia, jest częścią mnie. 


– mogłaby powiedzieć Bouchra Bagour, młoda Francuzka, matka małego Dżihada, która zaistniała w zeszłym tygodniu na okładkach francuskich gazet i międzynarodowych portalach informacyjnych. Uwaga mediów skupiła się na niej, kiedy doniesiono do prokuratury, że ubrała swojego trzyletniego syna w koszulkę z napisami: „Je suis une bombe” – jestem bombowy, czyli innymi słowy – jestem najlepszy oraz: „Jihad, né le 11 septembre” – Dżihad, urodzony 11-ego września”. Potem tak wystrojonego wysłała do szkoły na południu kraju.

            Dzisiaj pani Bagour spotyka się z wieloma słowami krytyki skierowanej wobec niej i jej postępkowi. Konserwatywni hard-linerzy i prokuratura zarzucają jej manifestacje poglądów politycznych przy pomocy niczego nieświadomej i bezbronnej istoty. Wykrzykują jednym tchem zarzuty: aprobaty zbrodni, ludobójstwa i islamskiego terroryzmu. Grozi jej grzywna tysiąca euro, a jej bratu, który podarował koszulkę dla malca – kara wysokości trzech tysięcy euro.

Bouchra Bagour broni się przed sądem, tłumacząc, że był to jedynie niewinny żart. Podkreśla, że jej syn, Dżihad, faktycznie urodził się 11-ego września, że w żadnym miejscu nie akcentuje feralnego roku 2001, a gra słów „Je suis une bombe”, miała jedynie ludzi rozśmieszyć. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na początek kwietnia.

Natomiast burza, która się rozpętała nad Avignionem zmusza, aby zastanowić się nad kilkoma kwestiami.

Prawnicy muszą łamać sobie teraz głowy nad interpretacjami kodeksów i doszukiwać się prawniczych kruczków, żeby rozwikłać zagadkę: na ile niefortunna koszulka była pochwałą zbrodni, a na ile zwykłym opisaniem rzeczywistości? Spoglądając na suche fakty – nie było na niej nic oprócz metryki i małej gry słownej.

To niepierwszy przykład, gdy mały dowcip zamienia się w medialny sztorm. Rysunek satyryczny nad dzisiejszym artykułem opisuje zdziwienie duńskiego satyryka, który nie spodziewał się, że jego humorystyczne przedstawienie Mohammada z bombą zamiast turbanu, wyciągnie rzesze protestujących muzułmanów niemal w całej orientalnej szerokości geograficznej na ulice. Opublikowany przez duńską gazetę Jyllands-Posten cykl prac doprowadził w 2005 roku do wielu gwałtownych demonstracji oraz skomplikowania duńskich stosunków politycznych i ekonomicznych z wieloma krajami na Bliskim Wschodzie. Chcąc załagodzić sytuację, gazeta przeprosiła za publikację, co zaś wywołało falę oburzenia w kręgach zachodnich i na nowo ożywiło debatę na temat cienkiej granicy pomiędzy wolnością słowa i bluźnierstwem.

Przykład reakcji muzułmańskich ekstremistów jest przykładem skrajnym. Żyjąc w Europie posługujemy się innymi standardami w ocenie takich prowokacji, nieważne czy zamierzonych, czy też nie. Pani Bagour, w mojej ocenie przekroczyła granicę dobrego smaku, jednak z pewnością ani ona, ani jej brat nie zasługują na karę grzywny.

Pytanie dokąd można się posunąć wykorzystując wydarzenia takie jak zamach na World Trace Center, wypadek w Smoleńsku, czy wybór na tron stolicy apostolskiej (vide Abelard Giza w swoim ostatnim stand-upie), pozostawiam otwarte. Jakie jest wasze zdanie? Czy symbolika dwóch wież jest dla was czymś świętym i nietykalnym? No i wreszcie – co sądzicie o młodej, francuskiej mamie? Rykoszet, czy tylko odrzut?