sobota, 4 lipca 2015

Przewodnik po krajach arabskich, część 1 - Tunezja tydzień po.






Pierwszy odcinek z serii "Przewodnik po krajach arabskich", opisujący i analizujący aktualną sytuację polityczną i gospodarczą współczesnego świata arabskiego. Zapraszam do lektury.

Would you stop visiting?


         Tunezja. Pierwszy kraj, w którym ogień arabskiej wiosny zaiskrzył, zapłonął i rozprzestrzenił się na inne. Kraj, który jako jedyny z wszystkich ogarniętych rewolucyjną gorączką był na drodze do demokratyzacji. Wreszcie kraj, który zapewniwszy swoim obywatelom podstawowe prawa, pozwolił radykalnym środowiskom na rozkwit. Dzisiaj Tunezja plasuje się na pierwszym miejscu listy krajów, których obywatele przedzierają się przez granicę, żeby dotrzeć do Syrii i Iraku i walczyć w szeregach tzw. samozwańczego „Państwa Islamskiego”.

         Minął tydzień odkąd 23-letni Ar-Rizqi z kałasznikowem w rękach przez pół godziny masakrował turystów przy ośrodku Imperial Marhaben, aż wreszcie został zabity przez służby bezpieczeństwa. Minął również tydzień od śmierci innego Tunezyjczyka - Rabi’, która w mediach przeszła niezauważona. Rabi’ zginął na syryjskim froncie „Państwa Islamskiego”. W momencie śmierci dzieliły ich tysiące kilometrów, jednak łączyła ich siła radykalnych poglądów i miasto Kairouan, w którym obydwoje dorastali.

Siła ubóstwa.

         Można dorabiać wiele wzniosłych teorii na temat powodów wybuchu rewolucji w Tunezji, jednak najprostszą i najtrafniejszą odpowiedzią jest ubóstwo. To ubóstwo sprawiło, że młody, sfrustrowany Tunezyjczyk nie widząc żadnych perspektyw na poprawę swojego życia poświęcił je podpalając się w proteście przeciwko władzy. Nic innego jak ubóstwo popchnęło tysiące ludzi do wyjścia na ulicę i manifestowania swoich poglądów. Rewolucja nigdy nie ma pełnego programu politycznego, czy planu na ożywienie ekonomii. Rewolucje napędzają proste hasła. „Lud chce upadku reżimu” wykrzykiwane przez tysiące suchych gardeł i pustych żołądków. Rewolucja nabrała pędu i w tzw. „momentum” jest już nie do zatrzymania. Aż w końcu osiągnęła swój cel. Dyktator, który przez trzydzieści lat nie zajmował się niczym innym prócz powiększania swojej fortuny, uciekł z kraju. Rewolucja tryumfowała, a jej dzieci dumnie wykrzykiwały hasła chwalące zbliżającą się erę demokracji i wolności.

         Jednak każda wolność ma swoją cenę. Po pierwszych kilku tygodniach po rozpoczęciu wiosny arabskiej analitycy słusznie przewidywali, że nowy arabski „world order” sprzyja radykalnym nurtom, które dzięki nowym prawom będą mogły kwitnąć na żyznej ziemi - bo na ziemi ludzi ubogich.

         I właśnie do takich zalicza się miasto Kairouan oddalone od Susa o 60 kilometrów. Miasto, w którym dorastał zarówno Ar-Rizqi jak i Rabi’. Jeden z przyjaciół Rabi’ego z dzieciństwa w wywiadzie udzielonym dla dziennikarza „Times”, tak opowiada o aktywności dżihadystów w mieści: „Zwracają się tylko do biednych i zdesperowanych. Zwracają się do nich w ich najczarniejszej godzinie i pokazują sposób wyjścia z problemów”. Przechadzając się po ulicach Kairouan można z łatwością zobaczyć, że poziom bezrobocia wśród młodych jest bardzo wysoki. I  z tego powodu jest idealnym celem dla radykałów, werbujących do szeregów „Państwa Islamskiego”.
        
Cele Państwa Islamskiego na froncie zachodnim.

         Tunezja po ostatnim krwawym zamachu zdaje się stać na skraju przepaści ekonomicznej. Powszechnie wiadomo, że jednym z najważniejszych filarów gospodarki tunezyjskiej jest turystyka. W konsekwencji brutalnego ataku, większość turystów opuściła kraj nazajutrz od tragedii, a biura turystyczne anulowały kolejne podróże. Spodziewany jest regres trwający co najmniej trzy lata, podczas których kraj pogrąży się w jeszcze głębszym ubóstwie. I na nic zdała się kampania marketingowa: „Would you stop visiting?” używająca symbolów poprzednich zamachów terrorystycznych. Pod każdym zdjęciem stawia pytanie, czy zrezygnowalibyśmy z odwiedzenia Nowego Jorku, Paryża czy Londynu. Wydaje się, że była z góry skazana na porażkę, ponieważ w żadnym z wymienionych ataków celem nie byli stricte turyści.

         Jak również deklaracje rządu o przeprowadzeniu szeroko zakrojonej akcji wymierzonej przeciwko ośrodkom radykalizmu, zamknięciu ponad osiemdziesięciu meczetów podejrzanych o podżeganie do ekstremizmu, czy rekrutacji służb dbających o bezpieczeństwo turystów w każdym ośrodku, nie przyniosły zamierzonego efektu. Tunezyjskie plaże świecą pustkami.

         „Państwo Islamskie” zrealizowało dwa cele. Po pierwsze zaatakowało bezpośrednio Europe, nie docierając nawet do jej brzegów. Po drugie pchnęło Tunezję w okres głębokiej recesji gospodarczej, która może doprowadzić do dalszej radykalizacji nastrojów społecznych, a także do zwiększenia potencjalnej liczby osób rozważających imigracje do Europy, co jest znów atakiem niebezpośrednim na stary kontynent, który od kilku lat zmaga się ze wzbierającą falą uchodźców.