Pierwszy odcinek z serii "Przewodnik po krajach arabskich", opisujący i analizujący aktualną sytuację polityczną i gospodarczą współczesnego świata arabskiego. Zapraszam do lektury.
Would
you stop visiting?
Tunezja. Pierwszy kraj, w którym ogień arabskiej wiosny
zaiskrzył, zapłonął i rozprzestrzenił się na inne. Kraj, który jako jedyny z
wszystkich ogarniętych rewolucyjną gorączką był na drodze do demokratyzacji.
Wreszcie kraj, który zapewniwszy swoim obywatelom podstawowe prawa, pozwolił
radykalnym środowiskom na rozkwit. Dzisiaj Tunezja plasuje się na pierwszym
miejscu listy krajów, których obywatele przedzierają się przez granicę, żeby
dotrzeć do Syrii i Iraku i walczyć w szeregach tzw. samozwańczego „Państwa
Islamskiego”.
Minął tydzień odkąd 23-letni Ar-Rizqi z kałasznikowem w
rękach przez pół godziny masakrował turystów przy ośrodku Imperial Marhaben, aż
wreszcie został zabity przez służby bezpieczeństwa. Minął również tydzień od
śmierci innego Tunezyjczyka - Rabi’, która w mediach przeszła niezauważona.
Rabi’ zginął na syryjskim froncie „Państwa Islamskiego”. W momencie śmierci
dzieliły ich tysiące kilometrów, jednak łączyła ich siła radykalnych poglądów i
miasto Kairouan, w którym obydwoje dorastali.
Siła
ubóstwa.
Można dorabiać wiele wzniosłych teorii na temat powodów
wybuchu rewolucji w Tunezji, jednak najprostszą i najtrafniejszą odpowiedzią
jest ubóstwo. To ubóstwo sprawiło, że młody, sfrustrowany Tunezyjczyk nie
widząc żadnych perspektyw na poprawę swojego życia poświęcił je podpalając się
w proteście przeciwko władzy. Nic innego jak ubóstwo popchnęło tysiące ludzi do
wyjścia na ulicę i manifestowania swoich poglądów. Rewolucja nigdy nie ma pełnego
programu politycznego, czy planu na ożywienie ekonomii. Rewolucje napędzają
proste hasła. „Lud chce upadku reżimu” wykrzykiwane przez tysiące suchych
gardeł i pustych żołądków. Rewolucja nabrała pędu i w tzw. „momentum” jest już
nie do zatrzymania. Aż w końcu osiągnęła swój cel. Dyktator, który przez
trzydzieści lat nie zajmował się niczym innym prócz powiększania swojej
fortuny, uciekł z kraju. Rewolucja tryumfowała, a jej dzieci dumnie
wykrzykiwały hasła chwalące zbliżającą się erę demokracji i wolności.
Jednak każda wolność ma swoją cenę. Po pierwszych kilku
tygodniach po rozpoczęciu wiosny arabskiej analitycy słusznie przewidywali, że
nowy arabski „world order” sprzyja radykalnym nurtom, które dzięki nowym prawom
będą mogły kwitnąć na żyznej ziemi - bo na ziemi ludzi ubogich.
I właśnie do takich zalicza się miasto Kairouan oddalone od
Susa o 60 kilometrów. Miasto, w którym dorastał zarówno Ar-Rizqi jak i Rabi’.
Jeden z przyjaciół Rabi’ego z dzieciństwa w wywiadzie udzielonym dla
dziennikarza „Times”, tak opowiada o aktywności dżihadystów w mieści: „Zwracają
się tylko do biednych i zdesperowanych. Zwracają się do nich w ich
najczarniejszej godzinie i pokazują sposób wyjścia z problemów”. Przechadzając
się po ulicach Kairouan można z łatwością zobaczyć, że poziom bezrobocia wśród
młodych jest bardzo wysoki. I z tego
powodu jest idealnym celem dla radykałów, werbujących do szeregów „Państwa
Islamskiego”.
Cele
Państwa Islamskiego na froncie zachodnim.
Tunezja po ostatnim krwawym zamachu zdaje się stać na skraju
przepaści ekonomicznej. Powszechnie wiadomo, że jednym z najważniejszych
filarów gospodarki tunezyjskiej jest turystyka. W konsekwencji brutalnego
ataku, większość turystów opuściła kraj nazajutrz od tragedii, a biura
turystyczne anulowały kolejne podróże. Spodziewany jest regres trwający co
najmniej trzy lata, podczas których kraj pogrąży się w jeszcze głębszym
ubóstwie. I na nic zdała się kampania marketingowa: „Would you stop visiting?” używająca symbolów poprzednich zamachów terrorystycznych. Pod
każdym zdjęciem stawia pytanie, czy zrezygnowalibyśmy z odwiedzenia Nowego
Jorku, Paryża czy Londynu. Wydaje się, że była z góry skazana na porażkę,
ponieważ w żadnym z wymienionych ataków celem nie byli stricte turyści.
Jak również deklaracje rządu o przeprowadzeniu szeroko
zakrojonej akcji wymierzonej przeciwko ośrodkom radykalizmu, zamknięciu ponad
osiemdziesięciu meczetów podejrzanych o podżeganie do ekstremizmu, czy
rekrutacji służb dbających o bezpieczeństwo turystów w każdym ośrodku, nie
przyniosły zamierzonego efektu. Tunezyjskie plaże świecą pustkami.
„Państwo Islamskie” zrealizowało dwa cele. Po pierwsze
zaatakowało bezpośrednio Europe, nie docierając nawet do jej brzegów. Po drugie
pchnęło Tunezję w okres głębokiej recesji gospodarczej, która może doprowadzić
do dalszej radykalizacji nastrojów społecznych, a także do zwiększenia
potencjalnej liczby osób rozważających imigracje do Europy, co jest znów
atakiem niebezpośrednim na stary kontynent, który od kilku lat zmaga się ze
wzbierającą falą uchodźców.