poniedziałek, 11 marca 2013

A jaki jest twój dżihad? Część pierwsza.






Za oceanem rozpoczęła się kolejna batalia o dusze zwykłych Amerykanów. Council on American-Islamic Relations pragnie rozbroić w świadomości przeciętnych Jonesów z Chicago i San Francisco słowo dżihad. Zadanie obrało ambitne, bowiem po World Trade Center administracja Busha dołożyła wszelkich starań, aby dżihad był zaminowany i otoczony gęstym drutem kolczastym. Dżihad po 2001 roku stał się przecież conradowskim jądrem ciemności i źródłem całego zła. To w opozycji do niego amerykańskie służby wybudowały narodowe pojęcie nieustannego zagrożenia terroryzmem.

Kiedy w zeszłym roku w nowojorskim metrze pojawił się kontrowersyjny plakat: “W wojnie pomiędzy cywilizowanym człowiekiem i dzikusem stań po stronie cywilizowanego człowieka. Stań po stronie Izraela. Pokonaj dżihad.”, Ahmed Rahab wpadł na pomysł stworzenia kampanii Myjihad.org. Dzisiaj w Chicago i Frisco można zobaczyć autobusy obklejone plakatami: ”Mój dżihad to utrzymać kondycję pomimo napiętego grafika”, “Mój dżihad to utrzymywać przyjaźnie ponad podziałami”, czy ”Mój dżihad to nie oceniać ludzi po ich wyglądzie”, a wszystkie są zwieńczone pytaniem: ”A jaki jest twój dżihad?“. Kampania powoli nabiera rozpędu i informuje ludzi, że arabskie słowo dżihad, współcześnie kojarzone przede wszystkim z islamskimi ekstremistami i ładunkami c4, oznacza przede wszystkim - wysiłek. Wysiłek w muzułmańskiej teologii tłumaczony jako wysiłek na drodze do samodoskonalenia - wyzwanie. Tak zwany dżihad większy. Dopiero dżihad mniejszy to dżihad, który automatycznie łączymy z terroryzmem.

Przedsięwzięcie Council on American-Islamic Relations i Ahmada Rahaba szybko spotkało się z odzewem arabo-sceptyków. Momentalnie pojawiła się kontr kampania naśladująca retorykę projektu Rahaba. ”Zabijanie Żydów zbliża mnie do Allaha”, ”Meczety są naszymi barakami, kopuły hełmami, minarety bagnetami, a wyznawcy żołnierzami“ i wszystko ukoronowane oczywiście pytaniem: “A jaki jest twój dżihad?”. Za tymi memami stoi adwersarz Rahaba, pani Geller, związana z Amerykańską Inicjatywą Obronną. Organizacją proweniencji żydowskiej. Kampanie nie mają głębokich kieszeni i bajońskich budżetów, ale pani Geller zapowiada, że nie spocznie.

Najzabawniejsze w tym jest jednak to, że przeciętny pan Jones jest tak zainteresowany światem, że poproszony o wskazanie na mapie Iranu pokaże palcem Australię. Wybór płatków śniadaniowych stanowi dla niego ważniejszą kwestię od prawdziwego znaczenia, pięknego skąd inąd, słowa dżihad. Koniec końców jedynym rzeczywistym wpływem kampanii jednej i drugiej organizacji będzie kojarzenie słowa dżihad z autobusami komunikacji miejskiej.