Dawno nie oglądałem wiadomości i zastanawiam się, czy redaktorzy
wieczornych wydań informują na bieżąco o coraz większych niepokojach w
Hiszpanii i Grecji. O tym, że Grecja stanowi dla Unii Europejskiej finansową
czarną dziurę, wiedzą wszyscy. Pytaniem pozostaje, czy powszechna jest świadomość
finansowego szamba, w którym lecznicze kąpiele odbywa od pewnego czasu
Hiszpania? Nie wiem. Wiem natomiast, że stopa bezrobocia wśród młodych,
pięknych sięga tam już 26 %.
Tym bardziej dziwią i zastanawiają mnie ostatnie posunięcia
Parlamentu Europejskiego, który zamiast z pełną mocą skupić się na zwalczaniu postępującego
raka kryzysu finansowego, wziąć Europejczyków w karby, wyedukować ekonomicznie, stworzyć nowe miejsca pracy, zajmuje się tematami zastępczymi. Dla przykładu, w
poniedziałek odbyło się głosowanie nad projektem rezolucji zgłoszonej przez
Komisję Praw Kobiet i Równouprawnienia, która mogłaby doprowadzić do zakazania
pornografii w internecie. Pięknie.
Nie dość, że nie jest to kwestia gardłowa, to właściwie jest jak lanie
pod wiatr na trzeszczącej łajbie podczas sztormu – powiedzmy – kontr
produktywne. Współczesnym Scypionom wpadło nagle do głowy zrównać internet z
ziemią niczym kiedyś Kartaginę. Zaorać i posypać solą.
Przecież wszyscy
doskonale wiedzą, że wirtualna przestrzeń składa się w 20 % z kotów i 80 % z
pornografii, w tym 2 % z Sashy Grey, namiętnej czytelniczki Sartre’a oraz Dostojewskiego. Konsekwencje takiej
rezolucji byłyby bardziej katastrofalne w skutkach, niż samo
stworzenie post-apokaliptycznych, wiejących pustką, pejzaży w przestrzeni
wirtualnej.
Przede wszystkim momentalnie wzrosłaby liczba ludzi bezrobotnych.
Zakazanie pornografii to złamanie gałęzi potężnego przemysłu, który
angażuje aktorów współczesnego kina niemego, zbyt wstydliwych, by grać długimi
dialogami i za mało zmotywowanych na ciężkie rekrutacje w PWST; niekiedy
kamerzystów (zależnie od budżetu produkcji) i całą gamę innych specjalistów. Nie
wspominając już o amatorach, dorabiających sobie na boku, łatających studenckie
budżety.
Zastanawiam się, czy za projektem ustawy nie stoi lobby środowisk
absolwentów psychologii. Ze stosunkowo małym zainteresowaniem Polaków ich
usługami i nikłą perspektywą otwarcia profesjonalnego gabinetu, zacierali
pewnie ręce myśląc o kokosach, które przyniosłaby im pornograficzna
prohibicja. W końcu ilość sfrustrowanych seksualnie nieudaczników wzrosłaby
gwałtownie, a twarze pasażerów komunikacji miejskiej stałyby się jeszcze
bardziej ponure i ziemiste. Jakby w tym „smutnym jak pizda kraju” (parafrazując
klasyka), nie było dostatecznie dużo smutasów. Ilość nie tak
czarodziejskich Magików także dałaby się we znaki. To ptak? To samolot? Nie, to
kolejna ofiara porno prohibicji! Zsuń się z chodnika!
Więcej! Zakazując pornografii w sieci, europejskie państwa
musiałyby automatycznie łożyć większe sumy na policję. Albo od razu służby
specjalne, bo statystyki przestępstw wystrzeliłby momentalnie w górę. A może
jednak w tym szaleństwie jest metoda?
Nagle okazałoby się, że po ulicach chodzi jakby więcej artystów... Wszyscy z szalikami fikuśnie narzuconymi na szyje, z rozwianymi lokami i ze
wzrokiem wbitym gdzieś daleko hen w chmury. Potykaliby się, przysiadywali co chwilę
na ławkach i pisali tkliwą poezje w sepiowych skoroszytach. Naturalne następstwo przyjętej
legislacji. Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta: z powodu narzuconego z góry:
„Don’t watch porn, use your imagination”. Jednak problemem byłoby to, że Europa
potrzebuje specjalistów wykształconych w dziedzinach ścisłych, kończących
politechniki, gotowych wodzić po papierze ołówkiem technicznym i gmerać w
śrubkach. Europa potrzebuje grubo-ciosanych prozaików. Nie delikatnych poetów.
Chociaż osobiście często narzekam, że kawałek poważnego tekstu, nad
którym wylewam poty przez kilka dni cieszy się zainteresowaniem rzędu
dziesięciu kciuków (jak Arabska Zima na przykład), a zdjęcia urodziwych
koleżanek w kilka minut zarażają ściany kilkuset osób, to, mówiąc już ciut
poważniej, jakakolwiek forma projektu, mająca na celu założenie na internet
kagańca, przypomina mi o próbach forsowania ACTA. Znowu będziemy musieli skakać na Floriańskiej? Sposobów obejścia zakazów
uprawiania pornografii na żyznej ziemi internetu, byłoby mnóstwo – potrzeba
jest przecież matką wynalazków. A wyobrażacie sobie interwencje porno policji,
wyważającej drzwi i zaskakującej użytkowników z opuszczonymi spodniami?
Najważniejsze poniedziałkowe głosowanie odrzuciło ostatni projekt,
jednak sprawa nie jest nadal zamknięta. Co prawda, Sasha Grey skończyła już
swoją intensywną karierę, za którą w Radomiu gremium studentów chciało ją
uhonorować pomnikiem w centrum miasta, to jednak jej spuścizna nadal jest żywa
i szeroko… komentowana. Oby tak pozostało.