Za każdym razem, kiedy widzę nowy fenomen internetowy, który
rozprzestrzenia się po sieci wirusowo w tempie rozgorączkowanego ciągu
geometrycznego, zamykam oczy i wyobrażam sobie zaciemnioną kulę ziemską. W tej
ciemności widać jedynie kontury kontynentów, złotą, pajęczą sieć oplatającą
nowe połacie i rozbłyski kolejnych ognisk epidemii.
Tak samo było w przypadku infekcji harlemskim szejkiem, nagranym
przez pięciu nastolatków z małej mieściny w Australii. Z tą różnicą, że film
nie był jedynie odtwarzany na ekranach milionów ciekawskich internautów. Jego
prostota sprawiła, że każdy zapragnął nagrać swój własny Harlem - wirus
mutował. Następca południowokoreańskiego jeźdźcy apokalipsy zawładnął nie tylko
wyobraźnią zwykłych zjadaczy chleba i nietrzeźwiejących studentów, ale również
sportowców (Miami Heat, Juventus Turyn, Manchester City) i amerykańskich
celebrytów. The Associated Press szacuje, że do tej pory powstało około czterech
tysięcy różnych wariacji. Harlem nie umknął również uwadze Matta Groeninga i w zeszłą niedzielę wprawił
we frenetyczny taniec całą familię Homera Simpsona.
W wielu przypadkach, oprócz zwykłego zainteresowania sieci,
wzbudzał niezdrowe kontrowersje. Piętnastu górników australijskich zostało
zwolnionych po tym jak zamieścili na YouTube klip nagrany pod ziemią. Harlem
nakręcony podczas lotu w samolocie doprowadził do śledztwa w sprawie kwestii
bezpieczeństwa w amerykańskich liniach lotniczych, nie wspominając już o wielu,
zawieszonych w prawach, żaków.
Jednak prawdopodobnie największe niezdrowe emocje taniec wzbudził w
krajach arabskich, gdzie brać studencka, wysoko ceniąca sobie zdobycze rewolucyjne
postanowiła nagrać wersje w przebraniach islamskich ekstremistów. Najpierw
energiczne otrzęsiny zorganizowali Tunezyjczycy, na co rząd natychmiast wysłał
służby porządkowe, próbując spacyfikować zbiorowisko. Jak to w krajach
arabskich bywa, doszło do przepychanek, było mnóstwo krzyków i tłum rozpędzono.
Podrażnieni aktywiści nie dali za wygraną i w odpowiedzi zhakowali oficjalne
witryny państwowe. Przez kilka godzin,
zanim usterkę naprawiono, na stronach ministerstwa edukacji tryumfalnie
rozbrzmiewał ciężki beat Brooklyn DJ Baauer. Natomiast egipscy studenci
posunęli się krok dalej i oznajmili, że tańczyć będą cyklicznie - co tydzień - przed
głównym biurem Bractwa Muzułmańskiego. Nie trzeba dodawać, jak została odebrana
taka radosna inicjatywa przez egipskich radykałów. Organizatorzy nie przejęli
się zimnym przyjęciem oraz groźbami mamrotanymi przez kapucyńskie brody i
Harlem uważają za halal.
W przeciwieństwie do żywotnych i głośnych Arabusów (ja tak mogę
mówić – wy nie!), marudzę ostatnio, że już w Krakowie nie wytrzymam, że dłużej
nie zniosę, że duszno tu i nudno. Planuję, że wiatr poniesie mnie gdzieś na
Bliski Wschód, na bombowe imprezy, gdzie alkohol leje się strumieniami, a skąpo
ubrane kobiety świecą dekoltami.
Ale kiedy krakowski Harlem Szejk został odwołany, zacząłem się
zastanawiać – po co właściwie wyjeżdżać? Odwołanie, dużo wcześniej
zaplanowanego wydarzenia sprawiło, że mogłem się przez chwilę poczuć jak na tunezyjskich
ulicach. Za zmuszeniem do odwołania konwulsyjnego drgania stoją mocno
sprawicowiałe (mylić ze „skapcaniałe”) towarzystwa.
Przy czym niechęć odchylonej prawicy do tego wydarzenia jest dla
mnie jednak całkowicie niezrozumiała. Wystarczyło przecież, żeby łyse gremium
przyszło o umówionej godzinie w przebraniach, które ostatnio używali na
Uniwersytecie Warszawskim podczas wykładów pani profesor Środy. Mogliby śmiało poskakać
z resztą towarzystwa. W tych maskach było im przecież bardzo do twarzy.