sobota, 6 kwietnia 2013

NUKE, NUKE Mickey Kim.





Korea Północna, ten nieprzenikniony skansen komunizmu może być przewrotnie traktowany jako symbol równości – zagadka dla światowych agencji wywiadowczych i przeciętnych Kowalskich. Tę zimno-wojenną skamielinę kojarzymy przede wszystkim ze zdjęciami klanu Kimów, upartymi testami broni nuklearnej i kogucią retoryką militarną. Zwykły śmiertelnik chociażby nie wiadomo jak tego pragnął, nie ma szans na wycieczkę objazdową po północnej części Półwyspu Koreańskiego. Trzy milionowy, ale wyglądający jak miasto widmo, Pjongjang można zwiedzić jedynie za pomocą satelitarnych zdjęć Google Maps, ale na spacery po ulicach nie ma co liczyć.

No chyba że jest się dwumetrowym gigantem, amatorem makijażu i damskich ciuszków, Dennisem Rodmanem. Wtedy można nawet przybijać piątki z Kim Dzong Unem. Albo należy się do grupy hakerów – Anonymous. Wtedy zaś można spenetrować boleśnie konta północnokoreańskiego reżimu. I nie mówię o kontach bankowych. O dziwo, to zamknięte na świat państwo totalitarne posiadało oficjalne konta na… Twitterze i Flickr. Do wczoraj, ponieważ cyber-szpiedzy z maskami Guy’a Fawkesa na twarzach zhakowali wymienione profile i umieścili zdjęcia świńskiego NUKE, NUKE Mickey Lover (KLIK, pełny obrazek).

W gęstej atmosferze przedwojennej paranoi, obok doniesień o przemieszczeniu rakiet bojowych Musudan na wybrzeże, koncentracji jankeskich niszczycieli na Morzu Japońskim i deklaracji ataku na amerykańskie bazy wojskowe w Korei Południowej, przyjemnie czyta się takie informacje. Można na chwilę uciec od pytania: czy ten nieszczęsny konflikt skończy się bezkrwawo? Ale nie na długo.

Opisując napiętą sytuację na Półwyspie Koreańskim posłużyłem się metaforą papierka lakmusowego. Żeby z dużą pewnością wróżyć, czy zagrożenie jest realne, wystarczy moim zdaniem, przyglądać się uważnie Obszarowi Przemysłowemu Kaesŏng  Dopóki ten jedyny owoc współpracy gospodarczej pomiędzy dwoma państwami funkcjonuje, dopóty rozbuchaną retorykę młodego przywódcy możemy traktować z przymrużeniem oka. Pieniądze są tutaj argumentem przeważającym.

Nie minęły dwa dni od mojej publikacji, kiedy w światowych mediach gruchnęła wiadomość, że Kaesŏng zostało zamknięte. To, wedle mojego wywodu, powinno prowadzić nieuchronnie do konfliktu zbrojnego – a ten, na złość, nie nastąpił. W takim razie, czy moje założenia były błędne? Czy może wydarzyło się coś innego?

Otóż Obszar Przemysłowy Kaesŏng ie został oficjalnie zamknięty. Ciężarówkom południowokoreańskim odmówiono wjazdu na teren fabryczny, ale produkcja nie została zatrzymana. Do tej pory, kilka kilometrów za strefą zdemilitaryzowaną, na terenie socjalistycznej republiki przebywa około 600 Koreańczyków z południa. Nadzorują działalność fabryk. Wczoraj zatrudnieni Koreańczycy z północy nie przyszli do pracy, co jednak może być tłumaczone oficjalnym świętem… Dniem drzewa. Natomiast południowokoreańska agencja prasowa YONHAP poinformowała wczoraj przed południem, że nie rozważa wycofania swoich pracowników z Kaesŏng.

Nadal utrzymuję, że równanie wojenne, może być rozwiązane przez zmienną X, za którą kryje się wspólne, gospodarcze przedsięwzięcie, chociaż zbliżające się obchody 101-szej rocznicy urodzin Kim Ir Sena (15-ego dnia kwietnia), napawają lekkim strachem.