czwartek, 7 marca 2013

Wyścig szczurów.






„Dowiedzieliśmy się, na przykład, że w niektórych miejscach w Polsce dzieci regularnie zabiera się pod ziemię do głębokich kopalni, by mogły odpocząć od gazów i zanieczyszczeń unoszących się w powietrzu. Można sobie niemal wyobrazić ich nauczycieli, wyprowadzających dzieci tymczasowo z kopalni, trzymających kanarki by ostrzegały o tym, że dalsze przebywanie na powierzchni jest niebezpieczne.”

Co ciekawe, ten znakomity cytat wcale nie jest wstępem scenariusza Seksmisji. To fragment bestsellerowej książki, poważna opinia amerykańskiego noblisty, byłego kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych – Alberta Arnolda Gore’a. Pomimo, że „Earth in the balance” napisał już przeszło 21 lat temu, to nie można puścić mu płazem tak wierutnych bzdur. Wylazłbym już wcześniej i rozpowiadał o tym na lewo i prawo, ale nie mogłem, bo mi wszystkie kanarki pozdychały. Skończyła się zimna wojna, zaczęło globalne ocieplenie.

Z resztą cała ta zielona kampania i globalne ocieplenie wyparowało z mediów. Pozostaje pytanie, czy to był zwykły pic na wodę, który miał zbudować potęgi gospodarcze producentów żarówek energooszczędnych? A może topniejące góry lodowe nie są już dostatecznie gorącym tematem? Ja wierzę. Wierzę w dziurę ozonową, ponieważ poziom wody nieustannie się podnosi, woda paruje, pada deszcz, sypie śnieg i tak w kółko. Wierzę, ponieważ przez globalne ocieplenie Teheran, dla którego kilka tygodni wstecz największymi zmartwieniami było nieuchronny, otwarty konflikt zbrojny z Izraelem, trudności w ukończeniu programu atomowego i niepewna sytuacja polityczna sojusznika zza miedzy, musi teraz powoływać do życia wyspecjalizowaną jednostkę czterdziestu wyborowych strzelców! A wszystko przez globalne ocieplenie. „O czym on bredzi” – pewnie niepierwszy raz przeszła ci ta myśl przez głowę, odkąd czytasz Warte świeczki. Spieszę z wyjaśnieniami. Spokojnie.

Majestatyczny masyw górski Alborz, rozciągający się na przestrzeni pomiędzy Teheranem i Morzem Kaspijskim, rokrocznie jest spowity coraz grubszą warstwą śniegu. Woda się podnosi, paruje, pada deszcz, sypie śnieg i śnieg topnieje. I właśnie ostatnie, nieszczęsne roztopy doprowadziły do tego, że urzędujący prezydent, swoją drogą zabawna figura, Mahmud Ahmadineżad musiał powołać do życia mały pułk snajperów. Nadal niejasne? Woda spływająca z gór wypłukała z teherańskich kanałów wszystek populacji tamtejszych szczurów. I to nie zwykłych szczurów! Szczurów wielkości domowych kotów, ważących po pięć kilogramów – zmutowanych bestii! Na nic trutki i inne mikstury, do walki zaprzęgnięto kawalerię. Do tej pory żołnierze skutecznie wyeliminowali dwa tysiące wrogów Ajatollaha, ale co z tego, skoro szczurza kolonia przewyższa liczbą dwunastomilionową populację stolicy Iranu?

Teraz, tak jak niegdyś zawodnik millenijnego wyścigu szczurów o stołek prezesa - Al Gore, teraz ja popuszczę wodzę fantazji i niemal sobie wyobrażę tych perskich mocarzy miejskiej dżungli, którzy górują zastępami, a może również i inteligencją  nad zastraszonymi Teherańczykami. Jak w całej szczurzej okazałości przemierzają spanikowane ulice stolicy. Bez wątpienia pomocny byłby Rattenfänger.

Mam jedynie nadzieję, że szczurza wiosna ludów w Iranie, nieustanny tupot małych nóżek nie zwiastuje kolejnej dżumy, ani nie będzie iskrą zapalną ogólnoświatowej szczurzej rewolucji – człowieczy wyścig szczurów zapewnia nam przecież dostateczną ilość wrażeń.

Dżafar.