Kiedy 19-ego grudnia 2010 roku właściciel małego stoiska na bazarze
w tunezyjskim mieście Sidi Bouzid, oddalonym od stolicy o ponad dwieście
kilometrów, dokonał desperackiego aktu samospalenia, żaden z komentatorów i
specjalistów od politycznych stosunków na Bliskim Wschodzie nie mógł
przewidzieć, że narastające protesty tak mocno wpiszą się w historię regionu.
Fala rewolucji wywołanej postępującym bezrobociem, brakiem perspektyw, ubóstwem
i korupcją administracji objęła najpierw Tunezję i spowodowała, że 14-ego
stycznia 2011 roku, rządzący od 1987 roku prezydent Ben Ali, na pokładzie
obładowanego złotem samolotu szuka politycznego azylu w Arabii Saudyjskiej. W
przeciągu kilku miesięcy świat z zapartym tchem śledził kolejne fale protestów,
krwawe i pełne ofiar starcia z służbami porządkowymi i wreszcie upadki reżimów nietykalnych
dyktatorów, którzy swoje stanowiska piastowali od kilkudziesięciu lat. Całe zjawisko
zostało obwołane terminem „Arabska Wiosna Ludów” nawiązującym do
niepodległościowych walk w Europie z połowy dziewiętnastego wieku.
Egipska
Wiosna.
Pierwszym przebiśniegiem Arabskiej Wiosny w Egipcie była
inspirowana tunezyjską tragedią próba samospalenia bezrobotnego Egipcjanina
przed budynkiem parlamentu w połowie stycznia 2011 roku. Osiem dni później,
25-ego stycznia doszło do wydarzenia niemal bezprecedensowego w
trzydziestoletniej historii rządów prezydenta Hosniego Mubaraka – na kairskie
ulice wyległy masy protestujących, domagających się natychmiastowego ustąpienia
reżimu. Zmotywowani sukcesem rewolucji w Tunezji, Egipcjanie nie przestraszyli
się brutalnej siły użytej przez prezydenta i dzień za dniem serce Kairu – Plac
Wyzwolenia wypełniał się milionami obywateli. Bractwo Muzułmańskie, stowarzyszenie
z historią sięgającą początków wieku dwudziestego, przez długi czas całkowicie
zdelegalizowane, przywoziło swoich zwolenników autobusami z każdej strony kraju
do Kairu, aby nie pozwolić trybom maszyny rewolucyjnej zwolnić. Kibice dwóch
największych stołecznych klubów zapomnieli o swoich waśniach i ramię w ramię
stanęli do walki z policją wypełniającą rozkazy prezydenta i ministra spraw
wewnętrznych. Ich długa historia waśni z służbami porządkowymi i doświadczenie
w walkach ulicznych napełniało odwagą zwykłych obywateli, którzy uwierzyli, że
zmiana ustroju politycznego i obalenie reżimu jest możliwe. Dzięki telefonii
komórkowej i portalom społecznościowym takim jak Facebook i Twitter młodzi
Egipcjanie organizowali kolejne protesty i nawzajem motywowali się do oporu.
Początkowo prezydent Mubarak starał się zaspokoić żądania rewolucyjne mianując
nowego premiera, jednak rozeznawszy się w sytuacji zaostrzył politykę agresji,
starał się całkowicie odłączyć dostęp do telefonii komórkowej i internetu oraz
wypuścił z więzień zbrodniarzy, którzy mieli szerzyć w całym Egipcie chaos.
Jedynie wojsko stało z boku i nie uczestniczyło w brutalnej kampanii przeciwko
społeczeństwu. Po osiemnastu dniach zaciętych i krwawych walk ulicznych, w
których śmierć poniosło ponad ośmiuset pięćdziesięciu tzw. męczenników, Arabska
Wiosna w Egipcie spełniła swój cel i 11-ego lutego doprowadziła do rezygnacji prezydenta
Mubaraka. Widmo wdrażanej konsekwentnie sukcesji prezydenckiego syna – Gamala,
rozproszyło się w powietrzu. Ówczesny zastępca prezydenta w lakonicznym
oświadczeniu poinformował, że prezydent Mubarak decyduje się ustąpić.
Trzydziestosekundowe wystąpienie kończące trzydzieści lat reżimu. Władza
została przekazana do momentu rozpisania wyborów parlamentarnych i prezydenckich
Najwyższej Radzie Wojskowej, na czele której stał marszałek Tantawi.
Pomimo, że powietrze w Kairze, mieście tysiąca meczetów jest
zazwyczaj ciężkie od spalin, ołowiu i dmucha w oczy kurzem, w pierwszych dniach
po upadku Mubaraka radość Egipcjan zdawało się, magicznie oczyściła aurę.
Wiosna rozkwitła w całym Egipcie, a Arabska Wiosna Ludów święciła swoje kolejne
zwycięstwo. Na ulice wyszły zorganizowane grupy młodzieży, które symbolicznie
czyściły miasto i zbierały śmieci – jedyne co obok obietnic gospodarczego
wzrostu i lepszej przyszłości, dyktatura zapewniała społeczeństwu pod
dostatkiem. Chociaż wiosenny i uroczysty nastrój udzielił się większości
obywatelom, a nadzieje na rozkwit państwa prawdziwie demokratycznego wypełniały
serca rewolucjonistów, polityczni komentarzy studzili optymizm, wskazując, że
marszałek Tantawi jest bardzo blisko związany z prezydentem Mubarakiem.
Zmierzch
nadziei.
Kiedy początkowa wrzawa po ustąpieniu dyktatora przycichła,
Egipcjanie z wyczekiwaniem wypatrywali nadchodzących reform ustrojowych.
Początkowo Najwyższa Rada Wojskowa zobowiązała się rozpisać parlamentarne
wybory do dwóch izb w przeciągu sześciu miesięcy, jednak coraz częstsze
incydenty na ulicach, starcia pomiędzy muzułmanami i Koptami, narastający chaos
i kolejne demonstracje dały marszałkowi Tantawiemu powód do powolnego
odraczania reform politycznych. Ludność buntowała się przeciwko nieudolności,
bądź braku chęci postawienia funkcjonariuszy policji pacyfikujących
rewolucjonistów przed sądem. Wybory do wyższej izby odbyły się dopiero w
listopadzie 2011 roku, trzy miesiące po terminie ustalonym pierwotnie przez
Najwyższą Radę Wojskową, wybory do izby niższej pod koniec stycznia 2012 roku. W
przeciągu roku od rozpoczęcia rewolucji hasła wykrzykiwane przez Egipcjan nie
ustały. W przeciągu roku od upadku znienawidzonego prezydenta, którego
nazwiskiem opatrzone były niezliczone posterunki policji, szkoły i szpitale,
Egipcjanie nadal wychodzili na ulice protestować. Jednak zamiast krzyczeć
„Mubarak musi odejść”, krzyczeli „Tantawi musi odejść”.
Zamieszki przybrały na sile, a wojsko rozpoczęło budowę wysokich na
trzy metry murów zagradzających ulice i broniących dostępu do
najważniejszych budynków politycznych. Serce Kairu - Plac Wyzwolenia,
pomimo pierwszego sukcesu rewolucji, zostało poprzecinane grubymi ścianami
zbudowanymi z ciężkich brył kamiennych. W marcu 2012 roku grupa kairskich
artystów chcąc zaczarować symbolikę wojskowych murów decyduje się namalować na
fortyfikacjach uliczną perspektywę, którą mury przysłoniły.
Chociaż w czerwcu 2012 roku Mubaraka skazano na dożywotnie
więzienie, Egipcjanie byli niezadowoleni, że został oczyszczony z wielu
zarzutów i uniknął kary śmierci. Winą za pobłażliwe potraktowanie dyktatora
został obarczony marszałek Tantawi, którego portret zrósł się na arabskich
ulicach z twarzą znienawidzonego byłego prezydenta w słynnym grafitti przy
poprzedniej placówce Uniwersytetu Amerykańskiego.
Długo wyczekiwane wybory prezydenckie jedynie spolaryzowały
społeczeństwo i ukazały, że nie wszyscy Egipcjanie zgadzają się z rewolucyjnymi
postulatami - w drugiej turze wyborów kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohammad
Mursi jedynie kilkoma procentami wygrał nad przybocznym politycznej gwardii
Mubaraka - Ahmedem Shafiqiem. Nowo zaprzysiężony prezydent nie zwiastował
niestety drogi liberalnych reform lecz powolnej, nienachalnej islamizacji
państwa, czego dowodem było przyjęcie pod koniec listopada 2012 roku projektu
konstytucji kumulującej władzę legislacyjną i wykonawczą w rękach głowy państwa.
Zima
na Placu Wyzwolenia.
W Egipcie bez wątpienia od dwóch lat panuje ogromny niepokój
społeczny. Liczba ofiar cywilnych rośnie nieustannie od początku rewolucji,
jednak sytuacja na szczęście nie obrała toru syryjskich wydarzeń i opisując
ciągłe starcia demonstrantów z policją i wojskiem, nie mówimy o wojnie domowej.
Niestety w drugą rocznicę wschodu rewolucyjnych nadziei, 25-ego stycznia
bieżącego roku całym krajem poruszył wybuch następnych brutalnych zamieszek. W
przestrzeni wirtualnej pojawiła się grupa egipskich anarchistów nawiązująca do
formacji zachodnich – Black Bloc, a pisma Michała Bakunina, głównego myśliciela
anarchizmu, zaczęły krążyć w wersji arabskiej po najpopularniejszych portalach.
Podczas manifestacji młodzi mężczyźni ubrani na czarno, zakrywający twarze
czarnymi kominiarkami i maskami z zapałem pierwszych dni rewolucji wdają się w
walkę z policją i wojskiem. Coraz częściej dochodzi do molestowania kobiet
uczestniczących w demonstracjach. Druga rocznica, zamiast być świętem radości i
sukcesu rewolucji, stanowi początek kolejnej wysokiej rachuby ofiar. Do
początku lutego w ulicznych bitwach zginęło ponad siedemdziesiąt ludzi, a
minister obrony nawoływał do zakończenia protestów strasząc rychłym rozpadem
Egiptu.
Sytuacja zdaje się być patowa. Słaba opozycja nie wywiera żadnego
realnego wpływu na politykę państwa, zaś Bractwo Muzułmańskie, które niemal
niepodzielnie dzierży dzisiaj władzę prowadzi konsekwentną islamizację.
Młodzież otwarta na świat odrzuca narzucany odgórnie radykalizm religijny i
pragnie współtworzyć liberalne państwo demokratyczne. Gospodarka kraju tkwi w
martwym punkcie, dlatego jakiekolwiek masowe strajki w głównych gałęziach
egipskiego przemysłu – i tak słabego i rachitycznego – odpadają. Rewolucjoniści
zaszli już za daleko i przelali za dużo własnej krwi, aby zrezygnować z
dalszych działań.
Po pierwszych uniesieniach i sukcesach Arabskiej Wiosny Ludów
nastał czas na srogą zimę. Sytuacja polityczna wszystkich krajów, w których
doszło do rewolucji jest skomplikowana i nieprędko zostanie rozwiązana. W
Tunezji zamordowano głównego polityka opozycji, Libia szargana jest konfliktami
plemiennymi, Syria pogrążona w nieludzkiej wojnie domowej. Perspektywę rychłej
stabilizacji przykrył metaforyczny śnieg, a chociaż zapału wśród społeczeństwa
nie brakuje, nie jest w stanie roztopić zalegającego lodu.
Dżafar Mezher.