piątek, 8 marca 2013

Arabska Zima.






Kiedy 19-ego grudnia 2010 roku właściciel małego stoiska na bazarze w tunezyjskim mieście Sidi Bouzid, oddalonym od stolicy o ponad dwieście kilometrów, dokonał desperackiego aktu samospalenia, żaden z komentatorów i specjalistów od politycznych stosunków na Bliskim Wschodzie nie mógł przewidzieć, że narastające protesty tak mocno wpiszą się w historię regionu. Fala rewolucji wywołanej postępującym bezrobociem, brakiem perspektyw, ubóstwem i korupcją administracji objęła najpierw Tunezję i spowodowała, że 14-ego stycznia 2011 roku, rządzący od 1987 roku prezydent Ben Ali, na pokładzie obładowanego złotem samolotu szuka politycznego azylu w Arabii Saudyjskiej. W przeciągu kilku miesięcy świat z zapartym tchem śledził kolejne fale protestów, krwawe i pełne ofiar starcia z służbami porządkowymi i wreszcie upadki reżimów nietykalnych dyktatorów, którzy swoje stanowiska piastowali od kilkudziesięciu lat. Całe zjawisko zostało obwołane terminem „Arabska Wiosna Ludów” nawiązującym do niepodległościowych walk w Europie z połowy dziewiętnastego wieku.

Egipska Wiosna.

Pierwszym przebiśniegiem Arabskiej Wiosny w Egipcie była inspirowana tunezyjską tragedią próba samospalenia bezrobotnego Egipcjanina przed budynkiem parlamentu w połowie stycznia 2011 roku. Osiem dni później, 25-ego stycznia doszło do wydarzenia niemal bezprecedensowego w trzydziestoletniej historii rządów prezydenta Hosniego Mubaraka – na kairskie ulice wyległy masy protestujących, domagających się natychmiastowego ustąpienia reżimu. Zmotywowani sukcesem rewolucji w Tunezji, Egipcjanie nie przestraszyli się brutalnej siły użytej przez prezydenta i dzień za dniem serce Kairu – Plac Wyzwolenia wypełniał się milionami obywateli. Bractwo Muzułmańskie, stowarzyszenie z historią sięgającą początków wieku dwudziestego, przez długi czas całkowicie zdelegalizowane, przywoziło swoich zwolenników autobusami z każdej strony kraju do Kairu, aby nie pozwolić trybom maszyny rewolucyjnej zwolnić. Kibice dwóch największych stołecznych klubów zapomnieli o swoich waśniach i ramię w ramię stanęli do walki z policją wypełniającą rozkazy prezydenta i ministra spraw wewnętrznych. Ich długa historia waśni z służbami porządkowymi i doświadczenie w walkach ulicznych napełniało odwagą zwykłych obywateli, którzy uwierzyli, że zmiana ustroju politycznego i obalenie reżimu jest możliwe. Dzięki telefonii komórkowej i portalom społecznościowym takim jak Facebook i Twitter młodzi Egipcjanie organizowali kolejne protesty i nawzajem motywowali się do oporu. Początkowo prezydent Mubarak starał się zaspokoić żądania rewolucyjne mianując nowego premiera, jednak rozeznawszy się w sytuacji zaostrzył politykę agresji, starał się całkowicie odłączyć dostęp do telefonii komórkowej i internetu oraz wypuścił z więzień zbrodniarzy, którzy mieli szerzyć w całym Egipcie chaos. Jedynie wojsko stało z boku i nie uczestniczyło w brutalnej kampanii przeciwko społeczeństwu. Po osiemnastu dniach zaciętych i krwawych walk ulicznych, w których śmierć poniosło ponad ośmiuset pięćdziesięciu tzw. męczenników, Arabska Wiosna w Egipcie spełniła swój cel i 11-ego lutego doprowadziła do rezygnacji prezydenta Mubaraka. Widmo wdrażanej konsekwentnie sukcesji prezydenckiego syna – Gamala, rozproszyło się w powietrzu. Ówczesny zastępca prezydenta w lakonicznym oświadczeniu poinformował, że prezydent Mubarak decyduje się ustąpić. Trzydziestosekundowe wystąpienie kończące trzydzieści lat reżimu. Władza została przekazana do momentu rozpisania wyborów parlamentarnych i prezydenckich Najwyższej Radzie Wojskowej, na czele której stał marszałek Tantawi.

Pomimo, że powietrze w Kairze, mieście tysiąca meczetów jest zazwyczaj ciężkie od spalin, ołowiu i dmucha w oczy kurzem, w pierwszych dniach po upadku Mubaraka radość Egipcjan zdawało się, magicznie oczyściła aurę. Wiosna rozkwitła w całym Egipcie, a Arabska Wiosna Ludów święciła swoje kolejne zwycięstwo. Na ulice wyszły zorganizowane grupy młodzieży, które symbolicznie czyściły miasto i zbierały śmieci – jedyne co obok obietnic gospodarczego wzrostu i lepszej przyszłości, dyktatura zapewniała społeczeństwu pod dostatkiem. Chociaż wiosenny i uroczysty nastrój udzielił się większości obywatelom, a nadzieje na rozkwit państwa prawdziwie demokratycznego wypełniały serca rewolucjonistów, polityczni komentarzy studzili optymizm, wskazując, że marszałek Tantawi jest bardzo blisko związany z prezydentem Mubarakiem.

Zmierzch nadziei.

Kiedy początkowa wrzawa po ustąpieniu dyktatora przycichła, Egipcjanie z wyczekiwaniem wypatrywali nadchodzących reform ustrojowych. Początkowo Najwyższa Rada Wojskowa zobowiązała się rozpisać parlamentarne wybory do dwóch izb w przeciągu sześciu miesięcy, jednak coraz częstsze incydenty na ulicach, starcia pomiędzy muzułmanami i Koptami, narastający chaos i kolejne demonstracje dały marszałkowi Tantawiemu powód do powolnego odraczania reform politycznych. Ludność buntowała się przeciwko nieudolności, bądź braku chęci postawienia funkcjonariuszy policji pacyfikujących rewolucjonistów przed sądem. Wybory do wyższej izby odbyły się dopiero w listopadzie 2011 roku, trzy miesiące po terminie ustalonym pierwotnie przez Najwyższą Radę Wojskową, wybory do izby niższej pod koniec stycznia 2012 roku. W przeciągu roku od rozpoczęcia rewolucji hasła wykrzykiwane przez Egipcjan nie ustały. W przeciągu roku od upadku znienawidzonego prezydenta, którego nazwiskiem opatrzone były niezliczone posterunki policji, szkoły i szpitale, Egipcjanie nadal wychodzili na ulice protestować. Jednak zamiast krzyczeć „Mubarak musi odejść”, krzyczeli „Tantawi musi odejść”.

Zamieszki przybrały na sile, a wojsko rozpoczęło budowę wysokich na trzy metry murów zagradzających ulice i broniących dostępu do najważniejszych budynków politycznych. Serce Kairu - Plac Wyzwolenia, pomimo pierwszego sukcesu rewolucji, zostało poprzecinane grubymi ścianami zbudowanymi z ciężkich brył kamiennych. W marcu 2012 roku grupa kairskich artystów chcąc zaczarować symbolikę wojskowych murów decyduje się namalować na fortyfikacjach uliczną perspektywę, którą mury przysłoniły.


Chociaż w czerwcu 2012 roku Mubaraka skazano na dożywotnie więzienie, Egipcjanie byli niezadowoleni, że został oczyszczony z wielu zarzutów i uniknął kary śmierci. Winą za pobłażliwe potraktowanie dyktatora został obarczony marszałek Tantawi, którego portret zrósł się na arabskich ulicach z twarzą znienawidzonego byłego prezydenta w słynnym grafitti przy poprzedniej placówce Uniwersytetu Amerykańskiego. 



Długo wyczekiwane wybory prezydenckie jedynie spolaryzowały społeczeństwo i ukazały, że nie wszyscy Egipcjanie zgadzają się z rewolucyjnymi postulatami - w drugiej turze wyborów kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohammad Mursi jedynie kilkoma procentami wygrał nad przybocznym politycznej gwardii Mubaraka - Ahmedem Shafiqiem. Nowo zaprzysiężony prezydent nie zwiastował niestety drogi liberalnych reform lecz powolnej, nienachalnej islamizacji państwa, czego dowodem było przyjęcie pod koniec listopada 2012 roku projektu konstytucji kumulującej władzę legislacyjną i wykonawczą w rękach głowy państwa.

Zima na Placu Wyzwolenia.

W Egipcie bez wątpienia od dwóch lat panuje ogromny niepokój społeczny. Liczba ofiar cywilnych rośnie nieustannie od początku rewolucji, jednak sytuacja na szczęście nie obrała toru syryjskich wydarzeń i opisując ciągłe starcia demonstrantów z policją i wojskiem, nie mówimy o wojnie domowej. Niestety w drugą rocznicę wschodu rewolucyjnych nadziei, 25-ego stycznia bieżącego roku całym krajem poruszył wybuch następnych brutalnych zamieszek. W przestrzeni wirtualnej pojawiła się grupa egipskich anarchistów nawiązująca do formacji zachodnich – Black Bloc, a pisma Michała Bakunina, głównego myśliciela anarchizmu, zaczęły krążyć w wersji arabskiej po najpopularniejszych portalach. Podczas manifestacji młodzi mężczyźni ubrani na czarno, zakrywający twarze czarnymi kominiarkami i maskami z zapałem pierwszych dni rewolucji wdają się w walkę z policją i wojskiem. Coraz częściej dochodzi do molestowania kobiet uczestniczących w demonstracjach. Druga rocznica, zamiast być świętem radości i sukcesu rewolucji, stanowi początek kolejnej wysokiej rachuby ofiar. Do początku lutego w ulicznych bitwach zginęło ponad siedemdziesiąt ludzi, a minister obrony nawoływał do zakończenia protestów strasząc rychłym rozpadem Egiptu.



Sytuacja zdaje się być patowa. Słaba opozycja nie wywiera żadnego realnego wpływu na politykę państwa, zaś Bractwo Muzułmańskie, które niemal niepodzielnie dzierży dzisiaj władzę prowadzi konsekwentną islamizację. Młodzież otwarta na świat odrzuca narzucany odgórnie radykalizm religijny i pragnie współtworzyć liberalne państwo demokratyczne. Gospodarka kraju tkwi w martwym punkcie, dlatego jakiekolwiek masowe strajki w głównych gałęziach egipskiego przemysłu – i tak słabego i rachitycznego – odpadają. Rewolucjoniści zaszli już za daleko i przelali za dużo własnej krwi, aby zrezygnować z dalszych działań.

Po pierwszych uniesieniach i sukcesach Arabskiej Wiosny Ludów nastał czas na srogą zimę. Sytuacja polityczna wszystkich krajów, w których doszło do rewolucji jest skomplikowana i nieprędko zostanie rozwiązana. W Tunezji zamordowano głównego polityka opozycji, Libia szargana jest konfliktami plemiennymi, Syria pogrążona w nieludzkiej wojnie domowej. Perspektywę rychłej stabilizacji przykrył metaforyczny śnieg, a chociaż zapału wśród społeczeństwa nie brakuje, nie jest w stanie roztopić zalegającego lodu.
Dżafar Mezher.