Wszystko co pisze się pod wpływem silnych emocji jest szczerze, prawdziwe i
często posiada pewną moc sprawczą. Jednak właśnie z powodu emocji, do akapitów
wkrada się mnóstwo nieścisłości. Medialna
cisza, artykuł który napisałem w zeszłą środę był próbą zakłócenia jazgotu
dochodzącego z naszego prowincjonalnego ogródka medialnego i apelem o
wypełnienie mediów rzetelnymi informacjami ze świata.
Zarzucając polskim mediom starannie pielęgnowaną ciszę dotyczącą wiadomości
z Bliskiego Wschodu, nie pokusiłem się o dokładną analizę sytuacji.
Stwierdziłem fakt, że polskie media ulegają stopniowej tabloidyzacji i pogrążają
się w fermencie wałkowania tych samych wiadomości. W przypadku telewizji
informacyjnych, czas antenowy jest zapełniany reportażami o związkach
partnerskich, fatalnym stanie dróg i kolejnych aferach przetargowych na
autostrady. Nie ma rzeczowych dyskusji. Przytacza się kolejno wypowiedzi
politycznych celebrytów od lat przemierzających w tę i we w tę korytarze na
Wiejskiej, demaskując najczęściej jedynie ich ignorancję i średniowieczne
światopoglądy dotyczące współczesnych relacji międzyludzkich. Żeby zobaczyć, że
śnieg jeszcze leży, a asfalt zdążył już stopnieć nikt nie musi włączać
telewizora – wystarczy wsiąść w samochód i przejechać
dziesięć kilometrów – po co poświęcać kilka minut na ukazanie
obszernego kalejdoskopu wszystkich drogowych ubytków? Medialna papka stała się
lekkostrawna jak pokarm dla niemowlaków, a przez to dla dorosłych odbiorców
mało odżywcza. Marna sensacja goni marną sensację i w rezultacie otrzymujemy
polskie pulp-fiction reżyserowane przez marnych artystów. (Na marginesie: jestem
zwolennikiem związków partnerskich, po prostu nie mam czasu wysłuchiwać
kolejnych tyrad naszych rodzimych polityków)
Przeciętny pan Kowalski, bądź pani Kowalska po powrocie do domu z pracy, po
całym dniu użerania się z polską rzeczywistością, najzwyklej w świecie nie ma
siły, aby usiąść przed komputerem i zacząć przeglądać tematyczne portale, które
serwują informacje i pełne analizy zdarzeń z poszczególnych regionów świata.
Odpowiedzialność za codzienne informowanie Polaków ciąży w lwiej części na wieczornych
Faktach i Wiadomościach. Programy informacyjne są zakrojone na około
trzydziestu minut – optymalny czas na przykucie uwagi zmęczonego i znużonego
widza. W tym czasie oczywiście niepodobnym jest zmieścić skrót wszystkich
wydarzeń z Polski i świata. Przygotowanie i dobór reportaży jest rzeczą trudną
i wymagającą. Ale przecież wystarczy okroić materiał z Polski i zaniechać
reklamy ramówki TVN na kolejny rok, żeby zmieścić kilka zdań na temat Wiosny
Arabskiej, czy wydarzeń z Ameryki południowej.
Media stanowią czwartą władzę – to prawda, którą przyswajamy już w szkole
podstawowej. Sposób przedstawienia informacji jest intencjonalny i wpisuje się
w ogólną politykę oraz chęć odbioru przekazu - banał. Zapominajmy jednak, że w
wielu przypadkach, telewizja jest jedynym oknem na świat i kształtuje wizję
tego, co dzieje się dookoła. Oknem z trzeciego piętra długiego tasiemca na
blokowisku z widokiem na wielką płytę trzy metry dalej.
Zatem jakie są powody ubóstwa informacyjnego, które zapanowało w Faktach i
Wiadomościach? Kryzys finansowy? Chęć zadbania o spokój ducha i umysłową
higienę telewidzów? Pochwalmy się na koniec Faktów, że już za chwilę wieczory
będziemy mogli spędzić z Czesławem Mozilem i Kubą Wojewódzkim w kolejnej
odsłonie X Factor! Po co obciążać sfatygowanego Kowalskiego wiadomością, że w
Tunezji został zabity najważniejszy polityk opozycyjny, sprzeciwiający się
islamizacji państwa, Egipt powoli nawiązuje z powrotem stosunki polityczne z
Iranem, zerwane niemal trzydzieści lat wcześniej, a w Iraku panuje ciągły niepokój
i dochodzi do kolejnych zamachów bombowych, pochłaniających dziesiątki ofiar?
W media wpisana jest funkcja wychowawcza i aktualnie rola, którą odgrywają
najlepiej zawiera się w słowach Kandyda: „trzeba uprawiać swój
ogródek”. Osobiście nie chciałbym, żeby polskie programy
informacyjne zostały całkowicie zdominowane przez wydarzenia z Bliskiego
Wschodu. We wszystkim należy zachować umiar, pielęgnować „własny ogródek”, ale
żyć ze świadomością, co dzieje się u sąsiadów. Równocześnie doglądać, żeby nie hodować
chwastów.
Zatem raz jeszcze: jaki jest powód takiego stanu rzeczy? Czy stopniowe
ograniczenie ambicji dziennikarskich jest spowodowane wymogami rynku
telewizyjnego? Czy wspomniane ubóstwo informacyjne jest odpowiedzią na kurczące
się słupki oglądalności i sprzedaży? Wojna nie jest już wiadomością wartą
przedstawienia? Toczące się od ponad dwóch lat rewolucje w świecie arabskim nie
są „news-worthy”?
Jeżeli tak, to czy media nie powinny odrzucić konformistycznej postawy i
zaryzykować wspaniałe sprawozdania finansowe na kolejne lata, stawiając widzom
i czytelnikom wyzwanie? Wyciągnąć ich z wygodnego kokonu niewiedzy? Wystarczy
wskazówka w głównym wydaniu wiadomości, aby wykrzesać iskrę ciekawości.
Obawiam się, że jeżeli zostanie utrzymany aktualny trend, w niedługim
czasie, zagadnięty na ulicy przechodzień, poproszony o wskazanie na
mapie Iranu, z dumą pokaże Australię (2:10). Z resztą Kuba
Jankowski w programie „Matura to bzdura”, niejednokrotnie udowodnił, że ktoś z
tłumu już krzyknął: Maestro! Muzyka!
Chciałbym poznać wasze opinie na ten temat. Nie tworzę wygórowanych
postulatów, ani pompatycznych manifestów. Jestem najzwyklej w świecie
rozczarowany polskimi mediami i pragnę zobaczyć co Wy myślicie na ten temat. Zwykła donkiszoteria? Przegrana sprawa? Czy może jednak tli się gdzieś w medialnej ciszy, ciemnościach egipskich, światełko nadziei?
Dżafar Mezher.