środa, 13 lutego 2013

Polskie pulp-fiction.






Wszystko co pisze się pod wpływem silnych emocji jest szczerze, prawdziwe i często posiada pewną moc sprawczą. Jednak właśnie z powodu emocji, do akapitów wkrada się mnóstwo nieścisłości. Medialna cisza, artykuł który napisałem w zeszłą środę był próbą zakłócenia jazgotu dochodzącego z naszego prowincjonalnego ogródka medialnego i apelem o wypełnienie mediów rzetelnymi informacjami ze świata.


Zarzucając polskim mediom starannie pielęgnowaną ciszę dotyczącą wiadomości z Bliskiego Wschodu, nie pokusiłem się o dokładną analizę sytuacji. Stwierdziłem fakt, że polskie media ulegają stopniowej tabloidyzacji i pogrążają się w fermencie wałkowania tych samych wiadomości. W przypadku telewizji informacyjnych, czas antenowy jest zapełniany reportażami o związkach partnerskich, fatalnym stanie dróg i kolejnych aferach przetargowych na autostrady. Nie ma rzeczowych dyskusji. Przytacza się kolejno wypowiedzi politycznych celebrytów od lat przemierzających w tę i we w tę korytarze na Wiejskiej, demaskując najczęściej jedynie ich ignorancję i średniowieczne światopoglądy dotyczące współczesnych relacji międzyludzkich. Żeby zobaczyć, że śnieg jeszcze leży, a asfalt zdążył już stopnieć nikt nie musi włączać telewizora – wystarczy wsiąść w samochód i przejechać dziesięć  kilometrów – po co poświęcać kilka minut na ukazanie obszernego kalejdoskopu wszystkich drogowych ubytków? Medialna papka stała się lekkostrawna jak pokarm dla niemowlaków, a przez to dla dorosłych odbiorców mało odżywcza. Marna sensacja goni marną sensację i w rezultacie otrzymujemy polskie pulp-fiction reżyserowane przez marnych artystów. (Na marginesie: jestem zwolennikiem związków partnerskich, po prostu nie mam czasu wysłuchiwać kolejnych tyrad naszych rodzimych polityków)

Przeciętny pan Kowalski, bądź pani Kowalska po powrocie do domu z pracy, po całym dniu użerania się z polską rzeczywistością, najzwyklej w świecie nie ma siły, aby usiąść przed komputerem i zacząć przeglądać tematyczne portale, które serwują informacje i pełne analizy zdarzeń z poszczególnych regionów świata. Odpowiedzialność za codzienne informowanie Polaków ciąży w lwiej części na wieczornych Faktach i Wiadomościach. Programy informacyjne są zakrojone na około trzydziestu minut – optymalny czas na przykucie uwagi zmęczonego i znużonego widza. W tym czasie oczywiście niepodobnym jest zmieścić skrót wszystkich wydarzeń z Polski i świata. Przygotowanie i dobór reportaży jest rzeczą trudną i wymagającą. Ale przecież wystarczy okroić materiał z Polski i zaniechać reklamy ramówki TVN na kolejny rok, żeby zmieścić kilka zdań na temat Wiosny Arabskiej, czy wydarzeń z Ameryki południowej.

Media stanowią czwartą władzę – to prawda, którą przyswajamy już w szkole podstawowej. Sposób przedstawienia informacji jest intencjonalny i wpisuje się w ogólną politykę oraz chęć odbioru przekazu - banał. Zapominajmy jednak, że w wielu przypadkach, telewizja jest jedynym oknem na świat i kształtuje wizję tego, co dzieje się dookoła. Oknem z trzeciego piętra długiego tasiemca na blokowisku z widokiem na wielką płytę trzy metry dalej.

Zatem jakie są powody ubóstwa informacyjnego, które zapanowało w Faktach i Wiadomościach? Kryzys finansowy? Chęć zadbania o spokój ducha i umysłową higienę telewidzów? Pochwalmy się na koniec Faktów, że już za chwilę wieczory będziemy mogli spędzić z Czesławem Mozilem i Kubą Wojewódzkim w kolejnej odsłonie X Factor! Po co obciążać sfatygowanego Kowalskiego wiadomością, że w Tunezji został zabity najważniejszy polityk opozycyjny, sprzeciwiający się islamizacji państwa, Egipt powoli nawiązuje z powrotem stosunki polityczne z Iranem, zerwane niemal trzydzieści lat wcześniej, a w Iraku panuje ciągły niepokój i dochodzi do kolejnych zamachów bombowych, pochłaniających dziesiątki ofiar?

W media wpisana jest funkcja wychowawcza i aktualnie rola, którą odgrywają najlepiej zawiera się w słowach Kandyda: „trzeba uprawiać swój ogródek”.  Osobiście nie chciałbym, żeby polskie programy informacyjne zostały całkowicie zdominowane przez wydarzenia z Bliskiego Wschodu. We wszystkim należy zachować umiar, pielęgnować „własny ogródek”, ale żyć ze świadomością, co dzieje się u sąsiadów. Równocześnie doglądać, żeby nie hodować chwastów.

Zatem raz jeszcze: jaki jest powód takiego stanu rzeczy? Czy stopniowe ograniczenie ambicji dziennikarskich jest spowodowane wymogami rynku telewizyjnego? Czy wspomniane ubóstwo informacyjne jest odpowiedzią na kurczące się słupki oglądalności i sprzedaży? Wojna nie jest już wiadomością wartą przedstawienia? Toczące się od ponad dwóch lat rewolucje w świecie arabskim nie są „news-worthy”?

Jeżeli tak, to czy media nie powinny odrzucić konformistycznej postawy i zaryzykować wspaniałe sprawozdania finansowe na kolejne lata, stawiając widzom i czytelnikom wyzwanie? Wyciągnąć ich z wygodnego kokonu niewiedzy? Wystarczy wskazówka w głównym wydaniu wiadomości, aby wykrzesać iskrę ciekawości.

Obawiam się, że jeżeli zostanie utrzymany aktualny trend, w niedługim czasie, zagadnięty na ulicy przechodzień, poproszony o wskazanie na mapie Iranu, z dumą pokaże Australię (2:10). Z resztą Kuba Jankowski w programie „Matura to bzdura”, niejednokrotnie udowodnił, że ktoś z tłumu już krzyknął: Maestro! Muzyka! 

Chciałbym poznać wasze opinie na ten temat. Nie tworzę wygórowanych postulatów, ani pompatycznych manifestów. Jestem najzwyklej w świecie rozczarowany polskimi mediami i pragnę zobaczyć co Wy myślicie na ten temat. Zwykła donkiszoteria? Przegrana sprawa? Czy może jednak tli się gdzieś w medialnej ciszy, ciemnościach egipskich, światełko nadziei? 

Dżafar Mezher.